czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 14 ♥

*oczami Camille*

     Ten dzień zapowiadał się cudownie.
     Najpierw miałam pójść z Alice na zakupy, a potem z Justinem do kina. Byłam taka szczęśliwa. Wzięłam kartkę i zaczęłam robić listę zakupów.

ZAKUPY
owoce. (DUŻO OWOCÓW)
jakieś baleriny (najlepiej czarne)
tusz do rzęs
i wszystko co mi wpadnie w oko :D

      Alice zawsze się śmiała, ze jestem mistrzem w robieniu list. Najpierw je pisałam, a potem albo jej nie wyjmowałam albo kupowałam coś zupełnie innego. Równie dobrze mogłabym ich w ogóle nie robić i nie zaśmiecać torebki.
     Odstawiłam miskę po płatkach do zmywarki i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, ściągnęłam górę od piżamy i rzuciłam ją w kąt pokoju. Otworzyłam szafę, a z niej wysypała się cała półka bluzek. Tak, jestem raczej bałaganiarą i czasami mi to naprawdę przeszkadza. Alice jest zupełnym przeciwieństwem mnie. Ona lubi mieć wszystko poukładane, a kiedy jestem u niej w domu i zrobimy bałagan to ona sprząta. Zawsze mówi wtedy, że mam na nią zły wpływ, a ja za każdym razem odpowiadam:
- Też cię kocham.
    Jesteśmy przyjaciółkami bardzo długo i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Rozumiemy się bez słów, wystarczy jedno spojrzenie i ona wie, co mam na myśli. Jeżeli macie najlepszą przyjaciółkę to wiecie o co chodzi.
    Zaczęłam grzebać w stosiku bluzek, aż wreszcie znalazłam tą, której szukałam.Szybko się ubrałam i popędziłam do łazienki. Wzięłam do ręki szczoteczkę, nałożyłam na nią trochę pasty i zaczęłam szorować zęby. Zawsze mnie to uspokajało i nigdy nie wiedziałam dlaczego. Tak jakby razem z resztkami jedzenia usuwała z siebie całą złość i od razu czuję się zrelaksowana.
    Po umyciu zębów poszłam do pokoju po torebkę i wyszłam z domu. Pogoda naprawdę dzisiaj dopisuje. Chociaż słońce strasznie grzeje to powiewa delikatny, chłodny wiaterek, który dodaje mi energii.
"A może poszłybyśmy na plaże?"
    Dzisiaj plaża to lepszy pomysł od zakupów. Albo jeszcze lepiej. Najpierw krótkie zakupy, a potem plażowanie i spacer po molo. Alice będzie z pewnością zachwycona, ona wprost ubóstwia plaże i ocean. Chociaż mieszka właściwie na plaży to i tak jeszcze jej się nie znudziła. Kiedy byłyśmy młodsze, rozkładałyśmy koc w pobliżu jej domu i bawiłyśmy się lalkami. Potem wskakiwałyśmy do chłodnej wody. Ja udawałam, że jestem syrenką, a Alice piękną tancerką, która się ze mną przyjaźni. Mogłyśmy się w to bawić godzinami i nigdy nam się to nie nudziło.
    "Dobra, a teraz muszę się pośpieszyć. Może uda mi się ją obudzić"

***

     Problem polegał w tym, że Alice już dawno nie spała. Obudziła się jeszcze zanim wstało słońce, wzięła prysznic i poszła na spacer. Kiedy Camille zapukała do jej drzwi, ona właśnie robiła pranie. 
- Proszeee!-  krzyknęła.
    Cam otworzyła drzwi i weszła do domu.
- Ali! Gdzie jesteś?
- W łazience. Chodź!
Dziewyczna ruszyła w jej stronę. Kiedy stanęła w drzwiach pojawił się grymas na jej twarzy.
- Co się stało?- spytała Alice.
- Miałam nadzieję, że cię obudzę.
- Boże, tobie jeszcze się to nie znudziło? Zauważyłaś, że za każdym razem próbujesz i ci nie wychodzi. Zrozum, że ja jestem rannym ptaszkiem, a ty... hmmm... Niedźwiedziem, który śpi do południa.- zachichotała Ali.
- Nieprawda!- sprzeciwiła się Camille.
     Wtedy Alice zrobiła minę, taką, jakby chciała powiedzieć "czyżby?"
- No dobra. Lubię długo spać, ale nic na to nie poradzę. Mam to w genach.
    Chodziło jej oczywiście o mamę. Zawsze narzeka, że musi wstawać tak wcześnie na dyżury. A kiedy ma kilka dni wolnego to śpi przynajmniej do południa. 
     Kiedy Ali wrzuciła wszystko do pralki, wstała i zaproponowała coś do picia.  Poszły razem do kuchni i dziewczyna wyjęła z lodówki dwie wody o smaku jagodowym. Alice mogła pić je bez przerwy, to było jej koło napędowe.  Kiedyś jej mama zrobiła zapas na przynajmniej miesiąc, a Alice opanowała to w 2 tygodnie. Od tamtej pory pani Prince kupuje kilka butelek, kiedy wraca z pracy.
- Chcesz coś zjeść?
- Nie, dzięki. Jadłam śniadanie.
- Ja też nie jestem głodna.- powiedziała i złapała do ręki tylko jabłko. 
- Ty coś w ogóle jesz?
- Coś... tak.
- Bardzo zabawne. Niedługo będę cię musiała karmić.
- Nie trzeba. 
     Obie się zaśmiały.
- Mam świetny pomysł!
- Jaki?- spytała z powątpieniem Alice.
- Najpierw pójdziemy na krótkie zakupy...
- Krótkie zakupy? Chyba mnie znasz. Ja + zakupy = cały dzień chodzenia po sklepach!
    I znowu się zaśmiały.
- Ale pomyślałam, ze po zakupach poszłybyśmy na plaże i pochodziły po molo. Tam też możemy coś kupić.
- No dobra. Przekonałaś mnie!-krzyknęła Ali i ponownie wybuchły śmiechem.

***

    *oczami Alice* 

     Miałyśmy w rękach po kilka toreb, które razem ważyły chyba z tonę! Ale jakoś doszłyśmy do mojego domu. Jak tylko zrzuciłyśmy z siebie ten balast, wskoczyłysmy w bikini, złapałyśmy ręczniki, kremy do opalania i pobiegłyśmy na plaże. Mieszkam bardzo blisko głównego molo, gdzie co roku na wiosne pojawia się masa ludzi i obchodzimy święto plażowania. Trwa ono jakiś tydzień. W tym czasie nie ma szkoły i można trochę poleniuchować na plaży. Na szczęście pogoda jest świetna. Słońce tak grzeje, że nie da się wysiedzieć w domu. 
    Od razu popędziłyśmy w stronę wesołego miasteczka, które pojawia się tu co roku. Kiedy już do niego doszłyśmy zauważyłam mały tłum przy samym wejściu i usłyszałam głośną puszczoną muzykę. Pomyślałam, że jakieś dzieci próbują się pokazać i zarobić trochę pieniędzy, więc obie z Camille przepchnęłyśmy się przez ludzi stojących nam na drodze i dotarłyśmy na sam przód. Stanęłam jak wryta. To wcale nie były żadne dzieci tylko jakaś grupa taneczna. Tańczyli hip-hop, ale jak tańczyli! To było naprawdę świetne. Ruszali się dokładnie tak samo w tym samym czasie. Oczywiście ja na zajęciach, również tańczę w tym samym czasie co cała grupa, ale to było co innego. Ich energia i szybko zmieniające się figury. To było cos niesamowitego. Podeszłam jeden krok blizej i przyglądałam się z fascynacją. Nigdy nie interesowałam się takim stylem i nigdy nie czułam potrzeby oglądać filmów czy występów tego typu w internecie. Kiedyś natknęłam się na coś podobnego, ale to co innego zobaczyć coś takiego na żywo. Po chwili skończyła się muzyka, a jedna z dziewczyn podeszła do mnie.  
- Hej.- zagadnęła.- Widzę, że się nam przyglądałaś.
- Tak jak wszyscy.- próbowałam być obojętna i nie pokazać jej, jak bardzo byłam zafascynowana ich tańcem. Nie wiem dlaczego, ale chciałam  wyglądać po prostu jak reszta ludzi.
- Wiedzę, że ci się spodobało i zauważyłam również, że jesteś tancerką.
- Skąd wiesz?- spytałam zaskoczona.
- To widać po każdym twoim ruchu, skarbie.- powiedziała nieznajoma.
- Po pierwsze nie mów do mnie skarbie, a po drugie...
- Nie odgrywaj księżniczki, bo widzę, że taka nie jesteś, jasne?
    Zaskoczona, zamilkłam.
- Ok.- burknęłam.
- A teraz... Chcesz się do nas przyłączyć?
- Nie... ja... nie mogę. 
- Wiem, że nie tańczysz hip-hopu, ale zawsze można się czegoś nauczyć.
- Niech zgadnę... Odczytałaś to z moich ruchów.
- No pewnie, przecież to z daleka widać, że poruszasz się z lekkością. Pewnie ćwiczysz balet albo jazz, czy coś w tym rodzaju.
"Jak ona to robi?"
- No to jak? Przyłączysz się do nas?
- Nie... Nie mogę... Ja mam kontuzję.- powiedziałam jednym tchem. W tej chwilli podeszła Camille. Zupełnie o niej zapomniałam.
- Współczuje. Może innym razem.- powiedziała dziewczyna i poszła do swojej grupy, która już szykowała się do swojego występu.
- Kto to był?- spytała Cam.
- Nie wiem.
- To o czym rozmwiałyście?
- O tańcu.
- Aha. Idziemy?
- Ok.- powiedziałam, ale chciałam jeszcze zostać.

***

*oczami Justina*

- Justin? Gdzie ty się tak ubrałeś?- spytała mama.- Czy ty użyłeś perfum?
- Yyy... tak.- odpowiedziałem trochę skrępowany.
- Jak ma na imię?- spytała.
"Jak ona to robiła, że zawsze wszystko wiedziała?"
Westchnąłem. 
- Camille.
- Ładnie.- powiedziała i się odwróciła, ale coś jej się przypomniało i znowu zwróciła się do mnie.- Tylko nie zapomnij o kwiatach.
- Dzięki mamo.- powiedziałem i wyszedłem z domu. 

Mieszkałem tu dość krótko, ale wracając ze szkoły zawsze mijałem taką kwiaciarnie. Była mała i sprzedawała w niej starsza pani. Podszedłem do staruszki i poprosiłem, aby mi coś doradziła.
- A dla kogo ma być bukiet?- spytała.
- Emmm. Dla dziewczyny. Idziemy emmm.... do kina.
    Starsza pani jakby się ropromieniła. Wyszła na zaplecze i po chwili wróciła z małym bukiecikiem.
- Ile płacę?- spytałem.
- To na koszt firmy.- zaśmiała się.
- Dziękuję.- powiedziałem i wychodząc wrzuciłem trochę pieniędzy do puszki, która stała na zewnątrz. Zbierano do niej datki na jakiś cel charytatywny.

Po 15 minutach byłem już pod kinem. Cam nie chciała, żebym przychodził do jej domu, bo uważała, że to byłby za duży kłopot. Spojrzałem na zegarek. Byłem 10 minut przed czasem. Na szczęście. Chyba bym się załamał, gdybym się spóźnił. Po chwili poczułem, ze ktoś lekko dotyka mojego ramienia. Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętą Camille. Nie mogłem się powstrzymać i mocno ją przytuliłem. Zapowiadał się bardzo miły wieczór.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W końcu go skończyłam. Kiedy tylko zaczynałam go pisac ktoś mi przeszkadzał, ale uwinęłam się przed wyjazdem. Jutro mam samolot do Norwegii. Będę mieszkała tam w jakiejś głuszy u mojego brata ciotecznego, także może uda mi się dodać jakiś rozdział :)
I przypominam, że jest już zwiastun. Możecie go znaleźć w poprzednim wpisie :)


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Zwiastun ♥

Pamparampampaaaaaaam!
Oto zwiastun do mojego opowiadania :) Wykonała go dla mnie Coppericana ze strony Thriller Of Story i baaardzo jej za to dziękuję.
Zapraszam do oglądania :)

A już wkrótce pojawi się rozdział 14. Jestem właśnie w trakcie pisania :)


wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 13 ♥

Przepraszam, ze rozdział taki krótki i po dodany po bardzo długim czasie, ale wiecie jak to jest w wakacje.
Następny rozdział pojawi się jeszcze przed moim wyjazdem. :)
A tak poza tym wgl nie sprawdzałam błędów także... POWODZENIA W ROZUMIENIU ;D
 CZYTASZ = KOMENTUJESZ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* oczami Loli *

     Kiedy zaczęłam się budzić poczułam, że nie mam na sobie ubrania. Od razu otworzyłam oczy i nie wiedziałam co się stało. Wczorajszy wieczór pamiętałam jak przez mgłę. Zerwałam się z łóżka i ubrałam się w moją sukienkę, która leżała obok mnie. Potem założyłam buty i wyszłam z pokoju. Byłam cała roztrzęsiona. Wiedziałam, że nie był to przyjemny wieczór. Szłam korytarzem jakiegoś nieznanego mi hotelu. Ręce trzęsły mi się jakbym miała chorobę Parkinsona. Zatrzymałam się przy lustrze zawieszonym w holu. Wyglądałam okropnie. Moja szminka rozmazana była dookoła ust, a tusz do rzęs wymalował wielkie wory pod oczami. Szybkim krokiem minęłam portiera, który nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Był to starzy pan z okularami jak denka od słoików. Próbował przeczytać jakiś artykuł w miejscowej gazecie. 
    Kiedy otworzyłam drwi, uderzył mnie powiew zimnego powietrza. Poczułam dreszcz przebiegający od czubka głowy do samych stóp. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Słowa nie mogły opisać jak się czułam. Zła? Przerażona? Nie. Ja po prostu byłam strasznie przerażona i okropnie zła!
    Stanęłam na środku chodnika. mniej więcej wiedziałam gdzie jestem. Zadzwoniłam po taksówkę i podałam nazwę hotelu przy, którym stałam. Czekając, próbowałam przypomnieć sobie coś z poprzedniej nocy, ale pamiętałam tylko chłopaka o zielonych oczach, skórzaną kurtkę, różowego drinka i taniec.
   "O, nie, nie, nie, NIE! Różowy drink. W nim musiało coś być. To przez ten napój.  Przez niego straciłam przytomność i nic nie pamiętam."
     W tej samej chwili podjechała taksówka i dopiero wtedy zorientowałam się, że nie mam torebki. Miałam tam pieniądze. Na szczęście tylko pieniądze. Telefon zostawiłam w domu, żeby go nie zgubić, kiedy się upiję. Wsiadłam i od razu powiedziałam taksówkarzowi, że dam mu pieniądze, jak tylko podjedziemy pod mój dom. Kierowca ruszył, a ja oparłam głowę o zimną szybę. Nie wiem kiedy, po twarzy zaczęły płynąć mi łzy. Myślałam o tym co mogło się wczoraj stać i byłam coraz bardziej przerażona.
    Po 15 minutach jady byłam już przed moim domem. Wybiegłam z samochodu i wpadłam do środka. Na szczęście mama jeszcze nie wyszła do pracy i drzwi były otwarte. Zapomniałam, że w torebce był również mój komplet kluczy. Złapałam pieniądze, które leżały na półce w przedpokoju i wróciłam do taksówkarza, aby mu zapłacić. Facet był nadzwyczaj miły. Podziękował, uśmiechnął się i życzył miłego dnia. Niestety nie wydawało mi się, że ten dzień będzie miły.

***

     Alice postanowiła wybrać się dzisiaj do szkoły tańca. Tak bardzo tęskniła za całym zespołem, no może oprócz Loli. Camille próbowała kilka razy namówić ją na rozmowę z rywalką, ale Alice była uparta i nie dawała za wygraną. Nie chciała z nią rozmawiać, bo czuła do niej żal. Z jednej strony nie mogła uwierzyć, że Cam zapomniała o tym wszystkim co Lola robiła dla Alice, jaka była podła, ale z drugiej strony znała swoją przyjaciółkę i wiedziała, że jest ona bardzo łatwowierna. Poszła by z kimś obcym na imprezę tylko dlatego, że wydawał jej się bardzo miły.
     Alice złapała torbę i wyszła.
     Była godzina 14.00, czyli zajęcia zaczynały się dopiero za godzinę, ale dziewczyna nie chciała się śpieszyć. Postanowiła pójść jeszcze do parku i posiedzieć w ciszy.
     Gdy już tam doszła znalazła wolną ławkę w pobliżu fontanny. Dźwięk wody zawsze ją uspokajał, dlatego tak bardzo kochała siedzieć na plaży nad oceanem. Czuła się wtedy taka zrelaksowana i rozluźniana. Zapomniała o wszystkich złych rzeczach, które ją denerwowały i stresowały. Teraz wyciągnęła z torby swój notatnik i zaczęła pisać.


  "15 maja

Za chwilę idę na próbę zespołu. Tak bardzo się za nimi stęskniłam. Chciałabym też zobaczyć co udało im się dodać do układu i jak im idzie. Zawsze myślałam, że jestem niezbędna. To nie było egoistyczne, nigdy nie twierdziłam, że jestem od kogoś lepsza. Po prostu nie wyobrażałam sobie prób bez moich żartów, kłótni z Lolą i  myślę, że niektórzy też nigdy nie pomyśleliby, że pewnego dnia będę musiała odejść od zespołu. Przynajmniej na jakiś czas. Zostało jeszcze 40 minut do rozpoczęcia próby, ale zawsze byłam tam trochę wcześniej i tym razem też tak musi być :)"

 *oczami Alice*

Po 15 minutach wolnego spaceru byłam na miejscu. Pchnęłam drzwi wejściowe i od razu poczułam się lepiej. Rozpoznawałam charakterystyczny zapach studia. Było to mieszanka wanilii, fiołków i płynu do polerowania podłóg. Brzmi to obrzydliwie, ale w rzeczywistości pachnie świetnie.
     Od razu skierowałam się do sali A, gdzie zawsze odbywały się próby naszego zespołu. Weszłam tam i myślałam, że się zaraz rozpłaczę. Nigdy nie pomyślałabym, że można tak bardzo tęsknić za jakimś miejscem. To był mój drugi dom i tak się cieszyłam, że mogę tu być. Wyszłam z sali i skierowałam się do szatni. Usłyszałam, ze ktoś tam już jest i wiedziałam kto. Weszłam do środka i zobaczyłam Lolę, siedzącą na ławce i zakładającą baletki. Wyglądała całkiem inaczej jak zwykle. Miała podkrążone oczy i była blada jak ściana. Jednym słowem wyglądała strasznie. Nigdy nie widziałam ją w takim stanie. Ogarnęła mnie ciekawość, chciałam się jej spytać co się stało, ale się powstrzymałam i rzuciłam tylko:
- Hej.
Podniosła głowę i zobaczyłam, że ma siniaka na dolnej części policzka.
- Cześć.- powiedziała. Wydawało mi się, że jej głos zadrżał. Nie było za bardzo zdziwiona, gdy mnie zobaczyła. Wyczuwałam od niej obojętność. Działo się coś bardzo dziwnego, chociaż nie wiedziałam jeszcze co. Nie miałam jednak czasu na zastanawianie się, ponieważ do przebieralni weszły Veronica i Missie. Na mój widok pisnęły, podbiegły do mnie i zaczęły mnie tak ściskać jakbyśmy się nie widziały przynajmniej rok, a przecież minęło tylko kilka tygodni.
- Alice! Wróciłaś!- krzyknęły prawie równocześnie i wszystkie się zaśmiałyśmy.
- Przyszłam dzisiaj się z wami przywitać i zobaczyć jak sobie radzicie.
- A jak się czujesz?- spytała Veronica.
- Dobrze, nawet bardzo dobrze, ale jeszcze nie mogę wrócić do zespołu.
- Aha, a będziesz przychodziła na nasze próby?
- Nawet o tym nie pomyślałam, ale wiecie co? To wydaje się być świetnym pomysłem.
    Po chwili do pomieszczenia weszły jeszcze Megan i Katie, a za nimi chłopcy. Wszyscy po kolei zaczęli mnie ściskać i wypytywać o moje samopoczucie. Zupełnie zapomniałam o Loli.

środa, 24 lipca 2013

INFO ! :D

Już niedługo pojawi się nowy rozdział. Przepraszam że tak długo nie pisałam, ale byłam na wakacjach. Wiecie jak to jest. Nawet nie miałam za bardzo dostępu do internetu ;/
9 sierpnia prawdopodobnie znowu jadę na wakacje, ale mam nadzieję, że do tego czasu uda mi się dodać przynajmniej dwa rozdziały.
A więc... rozdział 13 będzie dodany jeszcze w tym tygodniu.
A i jeszcze jedna wiadomość.  Już niedługo pojawi się także zwiastun xD
Cieszycie się? Bo ja bardzo :)
I mam jeszcze takie pytanie. Czy ktoś z was nie robi przypadkiem nagłówków? Jeżeli tak, napiszcie na gg: 48097903 :)


niedziela, 21 lipca 2013

LIBSTER AWARD ♥

Hej, dostałam nominację do Libster Award !! Nominacja do Libster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę".Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów (informujesz ich o tym) i zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Ciebie nominował. Dostałam nominacje od bloga http://dare-to-dreams-with-1d.blogspot.com/.
Odpowiedzi do zadanych pytań.
1. Jak masz na imię?
 • Sandra
 2. Ile masz lat?
 • 14
 3. Kim chcesz być w przyszłości?
 • Psychologiem
 4. Hobby
 • blogowanie, taniec :)
 5. Co nakłoniło cię do pisania bloga?
 • Od kilku lat pisałam różne opowiadania, ale nigdy ich nigdzie nie ujawniałam. W końcu jednak chciałam to komuś pokazać.
 6. Co sprawia, że nadal prowadzisz bloga?
 • Moje koleżanki, które proszą mnie, żebym dodawała nowe rozdziały :)
 7. Wzorujesz się na jakimś blogu?
 • Nie, raczej nie.
 8. Kto jest twoim wsparciem w pisaniu
 • Moje koleżanki I. O. P. K. i kuzynki W. i W.
 9. czy jeśli masz dużo komów na blogu czujesz, że dobrze wykonała/ łeś robotę?
 • Nigdy nie mam dużo komentarzy, ponieważ bardzo nie rozpowszechniam tego bloga :p
 10.Co zabrałabyś/zabrałbyś na bezludną wyspę?
 • mp3 i słuchawki, dużo książek, aparat i laptopa :)
 11.Co jest przedmiotem twojego uzależnienia?
 • Justin Bieber (chociaż to nie przedmiot, hahahaha :D), muzyka, książki, filmy o tematyce tańca, guma do żucia, szczotkowanie włosów, śpiewanie podczas słuchania mp3 i suszenia włosów xD

PRZEPRASZAM, ALE NIE BĘDĘ NOMINOWAĆ ŻADNYCH BLOGÓW, PONIEWAŻ NIE CZYTAM ICH ZBYT DUŻO I NIE UMIEM ZADAWAĆ PYTAŃ ;D

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 12 ♥

    *oczami Camille*

      Na samą myśl spotkania z Justinem czułam motylki w brzuchu. Zadzwonił pół godziny temu i poprosił, żebym przyszła do parku. Teraz siedzę i czekam, a jego nie ma. Postanowiłam zadzwonić i spytać co się z nim dzieje, kiedy poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach. Justin.
- Hej.- powiedziałam.
- Hej.
    Siadł obok mnie. Wyglądał na niezupełnie pewnego siebie. Czym się tak denerwował?
- Po co chciałeś się spotkać?- spytałam.
- Yyy.
    Zaczął się dziwnie zachowywać. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Ręce chyba zaczynały mu się pocić, bo pocierał nimi o swoje uda. Nagle jednak przestał i wrócił do siebie. Siadł pewnie na ławce i obrócił się w moją stronę.
- No co chciał...- próbowałam spytać, ale nagle poczułam czyjeś wargi na moich. Wargi Justina. Poczułam gorąco na całym ciele i przeszedł mnie dreszcz. Świat stanął. Chłopak się do mnie przybliżył i jeszcze bardziej przywarł usta do moich. Nie wiedziałam co się dzieje, dopóki się nie odsunął. Patrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Chyba czekał na moją reakcję. 
    Uśmiechnęłam się i po chwili on też pokazał swoje białe zęby.
     Znowu się do mnie przybliżył i pocałował.
***

*oczami Alice*

     Stanęłam przy drążku, zamontowanym w moim pokoju. Wiedziałam, że nie powinnam jeszcze tego robić, ale już nie mogłam wytrzymać bez tańca. Moje dłonie i nogi delikatnie trzęsły się ze zdenerwowania. Czułam lekki strach i adrenalinę lecz to mi nie przeszkadzało. 
    Przybrałam wyprostowaną postawę i zrobiłam plie, potem demi plie, a na końcu grand plie. Czułam radość robiąc te podstawowe figury. Odeszłam od drążka i zrobiłam piruet. Radość przepełniała mnie całą. 
- Już ostatni raz.-powiedziałam sobie i zrobiłam podwójny piruet. W tej samej chwili poczułam ból w kostce. Nie był bardzo silny, ale i tak się przestraszyłam. Powoli zeszłam na dół do kuchni i wyjęłam z zamrażalki woreczek z mrożonymi owocami. Potem poszłam do salonu, położyłam poduszkę na stoliku, siadłam na sofie, oparłam nogę o poduszkę i położyłam sobie na niej woreczek. Poczułam ulgę. Wzięłam do ręki pilot i włączyłam telewizor. Akurat leciał jakiś teleturniej. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie i próbowałam skupić się na programie. 
    Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się z miejsca. N ikt nie mógł się dowiedzieć, że próbowałam tańczyć. Mama, by mnie chyba zabiła. 
- Otwarte!- krzyknęłam, próbując schować gdzieś mrożonkę. Niestety nie zdążyłam. Do salonu wparowała rozpromieniona Camille. Gdy zobaczyła co mam w ręku, zrobiła zdziwioną minę.
- Po co ci to?- spytała.
- Yyy... Chciałam... emmm... Zrobić sobie koktajl.
- Aha.- powiedziała i usadowiła się na kanapie.
      Na szczęście uwierzyła. Poszłam do kuchni, wsadziłam owoce z powrotem do zamrażalki i wróciłam do salonu. Camille była bardzo wesoła. 
- Co cię tak rozweseliło?- spytałam.
Moja przyjaciółka oblała się rumieńcem. Od kiedy ona się rumieni?
- Emmm. 
- No mów o co chodzi.- ponaglałam ją.
Wzięła głęboki oddech i wypaliła.
- Justin mnie pocałował!
- Co?!- krzyknęłam, podbiegłam do sofy i siadłam obok niej.
- Przecież mówię.- chyba starała się udawać, że jest spokojna i opanowana, ale nie do końca jej to wychodziło.
- Ale... Jak? Gdzie? Kiedy?
- Normalnie, w parku, dzisiaj.- odpowiedziała rzeczowo z rozbawieniem w głosie.
- Uhhh. Jesteś niemożliwa.
- Wiem, ale i tak mnie kochasz.
- I to jest prawda.- powiedziałam i mocno ją przytuliłam.
    Byłam taka szczęśliwa widząc uśmiech na jej twarzy. Nie miała chłopaka od 7 miesięcy, kiedy to zerwał z nią Logan.
- To gdzie ten koktajl? Chce mi się pić.
- Gdzie co?- spytałam zdziwiona.
- Gdzie jest koktajl?
- Jaki znowu koktajl?
- Ten, który miałaś robić. Kiedy weszłam miałaś w ręku mrożone owoce i powiedziałaś...
Dopiero zorientowałam się o co jej chodzi.
- Aaa. Koktajl! Już pędzę robić.
Zerwałam się z kanapy i pobiegłam w stronę kuchni. Noga mnie już nie bolała. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby ból powrócił.
***


   *oczami Loli*

    Ten trening chyba był najgorszym treningiem, jaki w życiu przeżyłam. Nogi i ręce odmówiły mi posłuszeństwa, przez co upadałam przynajmniej 3 razy. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, z resztą sama tego nie wiedziałam. Kiran chciała, żebym sobie dzisiaj odpuściła i poszła do domu, ale ja się nie zgodziłam. Później było coraz gorzej. Dopadły mnie zawroty głowy, były krótkie, ale silne. Pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego i nie mogłam tego opanować.
      Usłyszałam delikatnie pukanie do drzwi. Do środka weszła Kiran.
- Hej, wszystko ok?
- Tak, to znaczy...- rozkleiłam się.- Nie.
    Po moim policzku zaczęły płynąć łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Kiran podeszła i mnie przytuliła, a ja jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Siedziałyśmy tak około 5 minut zanim się uspokoiłam. 
Instruktorka podała mi chusteczkę.
- Dzięki.- powiedziałam, pociągając nosem. Wytarłam policzki i wstałam. 
     Od wypadku Alice, zaczęłam zachowywać się całkiem inaczej niż zwykle. Kiedyś nikt nie widział mnie jak płaczę, a teraz... Coraz częściej rozklejałam się z byle powodów. I nie tylko ja to zauważyłam.
- Czy mogę ci jakoś...
- Pomóc?- dokończyłam za nią.- Nie, dzięki.
- Ale, jeżeli chciałabyś pogadać, możesz zawsze do mnie przyjść.
- Ok.-mruknęłam, zabrałam swoją torbę i wyszłam z przebieralni.
    Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i zapomnieć o tym koszmarnym dniu, ale w pewnej chwili wpadłam na lepszy pomysł. 
"Pójdę na imprezę. Trochę się wyluzuję i zapomnę o tym wszystkim"


    Po godzinie byłam już gotowa. Założyłam czarną, błyszczącą sukienkę mini z głębokim wycięciem na plecach. Taką samą miała Carly w "Street dance", kiedy szła na sztukę baletową. Do niej złote dodatki i szpilki na platformie, również w tym samym kolorze. 
     Zeszłam na dół, do kuchni. Napisałam na kartce krótką wiadomość "Będę późno. Nie czekaj- Lola" i przyczepiałam ją na lodówce. Nie zamierzałam wyjaśniać gdzie idę. Moja matka też rzadko mi mówiła, gdzie wychodzi. Potem zabrałam klucze z półki w korytarzu, wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Taksówka, którą zamówiłam 15 minut temu jeszcze nie przyjechała.
     Stałam na werandzie mojego domu. Był chłodny wieczór, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. 
- Gdzie ta przeklęta taksówka?- spytałam się sama siebie i po chwili zółty samochód stał już przede mną. 
    Wsiadłam do niego szybko i podałam taksówkarzowi adres najbardziej popularnego klubu w mieście.

     Po 10 minutach byliśmy już przed budynkiem. Dookoła gromadziło się mnóstwo ludzi, ale ja nie zamierzałam czekać. Zapłaciłam facetowi i wysiadłam z auta. Okrążyłam budynek, aż w końcu znalazłam boczne wejście. Niestety było zamknięte. Już miałam stamtąd odejść, ale drzwi się otworzyły i wyszła z nich jakaś dziewczyna. Widać było, że jest porządnie nagrzana. W ogóle się nie rozglądała, więc skorzystałam z okazji i wskoczyłam do środka zanim drzwi się zamknęły. Szłam ciemnym korytarzem i z każdym krokiem muzyka stawała się coraz głośniejsza. Po chwili znalazłam się przy dużych drzwiach. Mocno je pchnęłam, a w tej samej chwili uderzyła mnie fala muzyki. Weszłam na salę i zaczęłam przepychać się przez tłum ludzi, aby dopchać się do baru. Kiedy już tam dotarłam zamówiłam colę z wódką. Marzyłam o tym, aby porządnie się napić. 
      Poczułam szturchnięcie. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się zielonooki chłopak. Miał włosy postawione na żel, skórzaną kurtkę i przetarte jeansy.
- Nowa?!- krzyknął do mnie.
    Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie o co się spytał.
- Tak!- odkrzyknęłam.
- Chodź ze mną!- złapał mnie za rękę, a ja zdążyłam tylko złapać mojego drinka. Przeciskaliśmy się przez imprezowiczów bawiących się na parkiecie. Po chwili znaleźliśmy się przy jakimś stoliku. Siedziało tam kilku chłopaków, ubranych podobnie do zielonookiego i kilka, skąpo odzianych dziewczyn. 
- Jak masz na imię?- spytał chłopak.
- Lola, a ty?!
- Mów mi D!
    D? Co to ma być? To skrót od Dupek, Drań czy Debil?
Nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo pociągnął mnie za rękę i po chwili znalazłam się na jego kolanach. 
- Masz, napij się!- powiedział i podał mi jakiś różowo-blady napój. Wypiłam bez zastanowienia. Potem D. zaciągnął mnie na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Czułam się świetnie, nigdy nie czułam się lepiej. Zaczęłam wić się wokół chłopaka. Odwróciłam się do niego tyłem, a on złapał mnie za biodra. Kręciłam nimi jak tylko mogłam. Potem z powrotem mnie obrócił i złapał za tyłek. Jęknęłam. Zaczął całować moją szyję, a ja nie potrafiłam go powstrzymać. Poczułam jego ręce pod moją sukienką. Chciałam je zatrzymać, ale nie wiedziałam jak. Straciłam panowanie nad całym ciałem. Poczułam, że D. pchnie mnie na ścianę. Oparłam się o nią, a on nadal mnie obmacywał. Potem zaczął mnie całować. Próbował dostać się do wnętrza mojej jamy ustnej. Bez problemu udało mu się pokonać moje zęby. Jego ręce znowu powędrowały pod moją sukienkę.
    Po chwili już nic nie mogłam zrobić. Moje ręce bezwładnie wisiały, a nogi ugięły się w kolanach.
    Straciłam przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
A więc wróciłam!
Nie miałam kiedy sprawdzić błędów, więc z góry przepraszam, jeżeli się jakieś pojawiły.
I jak się podoba?
 

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11 ♥

*oczami Alice*

    Oparłam głowę o chłodną szybę samochodu. Tato włączył radio. Akurat leciało "Fix You" Coldplay. Od razu się uśmiechnęłam. To ulubiony zespół Camille, bez przerwy ich słucha. Zaczęłam nucić sobie pod nosem.
Tato się zaśmiał.
- Co?- spytałam.
- Alice... Opanuj się, bo wszystkie ryby w oceanie pozdychają.- powiedział.
- Eeeeej! Nieprawda!- krzyknęłam i zaczęłam jeszcze głośniej śpiewać, a on ponownie się zaśmiał.
    Kiedy wjeżdżaliśmy na nasz podjazd, akurat skończyła się piosenka. Samochód się zatrzymał, a ja szybko z niego wyszłam i ruszyłam w stronę domu. Tato wziął dwie duże, ciężkie torby i wlókł się zaraz za mną. Zupełnie go nie zauważyłam i kiedy weszłam do domu, od razu zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zamknęły się tuż przed jego głową. Dopiero po chwili zorientowałam się co zrobiłam. Szybko szybko się cofnęłam i je otworzyłam.
- Przepraszam.- powiedziałam, chichocząc.
- Nic się nie stało.- westchnął głośno tato, a  ja znowu zachichotałam.
    Usłyszałam kroki mojej mamy, która szła do mnie z kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam ją z tortem w rękach, na którym widniał napis:"WITAJ W DOMU".
- Mamo, czy ty nie przesadzasz. Zachowujesz się jakbym wróciła z.... hmmm... no nie wiem.... GRENLANDII!
- Ha...ha...ha. Jeżeli nie chcesz to zjem go razem z tatą.- powiedziała.
-  Wchodzę to.- krzyknął tato z salonu.
     Zaśmiałam się.
- No dobra, dobra. Nie mogę pozwolić, żebyście przytyli. Zjem z wami, aby was od tego uchronić.
    Tym razem wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
     Poszliśmy do kuchni i tam zjedliśmy po kawałku tortu. No dobra.... Ja zjadłam dwa.
- Mamo idę się przebrać a potem pójdę na spacer.- zakomunikowałam.
- Dobrze. Później może mnie nie być, bo mam do odebrania twoje wyniki, także w razie czego w lodówce są warzywa, możesz zrobić sobie jakąś sałatkę.
- Ok.- rzuciłam i weszłam schodami na pierwsze piętro. Skręciłam w prawo i mijając sypialnię rodziców, poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam, że mama przed chwilą go wywietrzyła.
    Ściany pomalowane na pudrowy róż z czarnymi wstawkami. Do tego ciemne meble i duże łóżko z baldachimem. Kocham ten pokój. Sama go sobie urządziłam rok temu, kiedy robiliśmy remont i od tamtej pory nic w nim nie chciałam zmieniać. Rzuciłam się na łóżko i dopiero teraz poczułam, że naprawdę jestem w domu. Po chwili leżenia, w końcu się podniosłam i przebrałam w moje ulubione spodnie i koszulkę. Włosy związałam w kok, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
- Już wychodzę!- krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.  Stanęłam na chodniku przed domem i rozejrzałam się na wszystkie strony, nie wiedząc, w gdzie iść. Wybrałam park, bo po drodze była jeszcze moja ulubiona budka z lodami. Sprzedawał tam miły starszy pan z którym już dawno się "zaprzyjaźniłam". Zawsze dawał mi większe porcje, za taką samą cenę. Gdy do niego doszłam, uśmiechnął się.
- Dawno już cię u mnie nie było.
- Tak, wiem. Przepraszam.-powiedziałam, uśmiechając się.
- Zrobię dla ciebie coś specjalnego.- oznajmił i schował się w budce. Czekałam około 5 minut, aż znowu się pojawił. W ręku trzymał wielki deser z mnóstwem bitej śmietany i oczywiście bez rodzynek. Nie znoszę ich.
 - Dziękuję, ale jak ja to sama zjem?- spytałam z rozbawieniem.
- Chyba jednak nie sama...- powiedział i wskazał palcem za mnie.
    Odwróciłam się i zobaczyłam zbliżającego się do mnie Michela.
- Oj jednak sama.- mruknęłam.- Do zobaczenia.- rzuciłam do pana Ferielda i odeszłam szybkim krokiem w drugą stroną.
- Alice! Zaczekaj!- krzyknął do mnie chłopak.
    Dlaczego już pierwszego dnia mojego pobytu w domu musiałam go spotkać? Nie odwróciłam się tylko przyspieszyłam kroku, ale nie udało mi się uciec, bo podbiegł i złapał mnie za ramię.
- Czego chcesz?- warknęłam.
- Chciałem się tylko przywitać.- powiedział uśmiechając się.
- No to świetnie.- powiedziałam z sarkazmem.- A teraz możesz już się ode mnie odwalić.
- Słuchaj, chciałbym pogadać.
- Słuchaj, ja nie chciałabym pogadać.- powiedziałam przedrzeźniając go.
- Alice, nie zachowuj się jak dziecko. Nie możesz poświecić mi dwóch minut.
     Jego mina wyrażała szczerość, ale mnie to nie obchodziło. Zauważył, że się waham.
- Proszę... Tylko 2 minuty. Będę się streszczać, obiecuję.
- Dobra.- zgodziłam się, chociaż niechętnie.
    Siedliśmy na ławce, która stała tuż obok nas.  On zaczął mówić, a ja grzebałam łyżeczką w lodach.
- Na początku... Jak się czujesz?
- Weź przejdź do rzeczy.- warknęłam.
- Ok. Widzisz... wszystko sobie przemyślałem i wiem, że popełniłem błąd, spotykając się z Cassidy.
- Jak na to wpadłeś Einsteinie?- każde moje słowo przesiąknięte było sarkazmem.
- Daj mi dokończyć.
- Mhmmm.
- Tak jak mówiłem, wiem że zrobiłem źle i chciałbym to naprawić. Tylko powiedz jak. Ja... po prostu chcę, żeby było jak dawniej.
    Wybałuszyłam oczy. Włożyłam łyżeczkę w lody i odłożyłam je na ławkę. Popatrzyłam na niego z obrzydzeniem. Nie mogłąm uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
- Czy ty sobie żartujesz?!- podniosłam głos.
- Ali... proszę uspok...
- Nie mów do mnie Ali.- przerwałam mu i wstałam. - Masz czelność jeszcze się do mnie odzywać?! No tak... Zapomniałam, że ty nie lubisz mieć kłopotów, więc po co ci dziewczyna, która może już nie zacząć chodzić! Poszedłeś sobie do innej! Teraz już wróciłam do siebie, więc znowu możesz do mnie wrócić i nadal udawać idealnego chłopaka! Myślisz, że jestem idiotką?!
- Nie to nie tak...
- Nie odzywaj się do mnie!- krzyknęłam. Wzięłam lody w rękę i odeszłam szybkim krokiem.
***
    Szłam brzegiem oceanu. Fale co jakiś czas oblewały moje nogi chłodną, słoną wodą. W jednym ręku niosłam buty, a w drugim plastikową miseczkę po deserze lodowym. Było już dość późno. Nie zdawałam sobie sprawy, która jest godzina, dopóki słońce nie zaczęło zachodzić. Popatrzyłam na zegarek. Była już 21.30. Powinnam dawno być w domu. Na szczęście już do niego dochodziłam.Wiedziałam, że nikt nie zrobi mi awantury, ale na pewno się o mnie martwili. 
    Weszłam na tylną werandę i otworzyłam rozsuwane drzwi. Usłyszałam głos mamy.
- Alice? To ty?
- Tak, mamo.
     Podeszła do mnie.
- Gdzieś ty się podziewała? Jest już chłodno, a ty jesteś taka nieubrana.
- Przepraszam, straciłam poczucie czasu.- usprawiedliwiłam się.
    Mama przyjrzała się mojej twarzy.
- Słonko, płakałaś?
- Nie, jestem po prostu zmęczona.- skłamałam.
- Aha. No dobrze.- uwierzyła mi.- Chodź do salonu. Ja i tata musimy z tobą porozmawiać.
     "Mam nadzieję, że to dobra wiadomość, bo złej chyba bym nie zniosła."
     Poszłam za mamą do salonu, gdzie czekał już na nas tato. 
- Siadaj.- powiedział, wskazując miejsce na przeciwko niego. Zrobiłam co kazał, a mama usiadła z nim na sofie.
- Odebrałam twoje badania i byłam u lekarza.- oboje się uśmiechnęli.- Skarbie... Powiedział, że będziesz mogła wrócić do tańca.- oznajmiła szybko mama.
- Co?! Naprawdę?!- krzyknęłam i podbiegłam do nich, aby ich uściskać.
- Tak. Powiedział, że jeszcze trochę i będziesz mogła wrócić na zajęcia.
   "A myślałam, że dzisiaj już nic dobrego mi się nie przytrafi."
~~~~~~
Cały rozdział tylko o Alice. I jak się podoba? W następnym będzie więcej Cam i Jusa ;*
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale w końcu udało mi się go dodać.

    CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 10 ♥

     Lola dochodziła już do szkoły. Wyjęła słuchawki z uszu i wyłączyła mp3. Jej stosunki z matką się polepszyły. Zaczęły ze sobą trochę rozmawiać, ale dziewczyna nadal miała żal do mamy za to co powiedziała tamtego wieczoru. Jak można powiedzieć córce, ze nigdy nie dorówna swojej rówieśniczce?! Trzeba być naprawdę bezczelnym człowiekiem. Ale to była właśnie matka Loli.
    Dziewczyna weszła do szkoły. Szła długim korytarzem. Na  błękitnych ścianach wisiało mnóstwo plakatów dotyczące m.in. drużyny pływackiej i footballowej. Gdzie nie gdzie było widać ogłoszenia o zebraniach różnych kółek zainteresowań czy samorządu. Dziewczyna mijała cheerleaderki, które ubrane były w swoje złoto-czarne stroje. Kiedyś chciała być jedną z nich, ale nie pozwoliła jej na to matka i zapisała ją na pierwsze lekcje baletu. Lola to pokochała i zapomniała o cheerleadingu. Czasami myśli, że fajnie byłoby przez jakiś czas być taką dziewczyną w krótkiej spódniczce robiącej piramidy, salta i inne akrobacje.
    W końcu doszła do swojej szafki. Otworzyła ją i wyjęła książkę od historii. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć przez następną godzinę, słuchając o Napoleonie czy Konstytucji, ale jakie inne miała wyjście?
    Lekcja odbywała się w sali nr 22B, czyli na drugim końcu szkoły. Dziewczyna odwróciła się i poszła w stronę klasy. W pewnej chwili zobaczyła chłopaka, o znajomo czekoladowych oczach. Przypomniała jej się sytuacja z przed kilku dni, kiedy na niego wpadła. Po chwili zorientowała się, że tuż obok niego idzie roześmiana Camille.
"Skąd ona go zna?" 
    Lola nie chciała, żeby chłopak ją zauważył. Niestety musiała przejść koło nich, aby dotrzeć do sali, w której miała teraz lekcję. Odwróciła głowę w drugą stronę i nie patrząc gdzie idzie, ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, że idzie prosto na Cam i Justina. Dziewczyny się zderzyły.
- Oj, przepraszam.- powiedziała Camille.
- Spoko.-mruknęła Lola i chciała iść dalej, ale koleżanka ją zatrzymała.
- Ej, może spotkałybyśmy się i pogadały. Nie chciałam ostatnio tak wybuchnąć.
- Tsaaa... możemy.- powiedziała próbując schować twarz.
- A tak poza tym. To jest moja... yyy... koleżanka, Lola.- zwróciła się do chłopaka.- A to jest Justin, mój nowy sąsiad.

*oczami Loli*

    Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Śmiały się do mnie, a raczej ze mnie.
- No proszę...- powiedział z rozbawieniem.- Widać, że nie wzięłaś sobie mojej rady do siebie.
    Poczułam, że się we mnie gotuje ze złości.
- Ooo. To wy się znacie?- spytała zdziwiona Camille.
- Tsaaa.- mruknęłam. Coraz częściej zaczynałam używać tego słowa.
     Dziewczyna zauważyła, że "nie jestem zadowolona" (delikatnie ujmując) z tego spotkania.
- A może poszłybyśmy do Alice? To znaczy...- przerwała. Najwyraźniej nie wiedziała, jakich słów użyć, żebym zaraz nie wybuchła. A było już do tego blisko.- Jeżeli nie chcesz to nie, ale pomyślałam, że... yyy... może... spróbujemy się... dogadać?
    Nawet jej nie słuchałam.
- Mhmm... może... nie wiem.- chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego idioty.
- Muszę iść.- mruknęłam, wyminęłam ich i poszłam w stronę sali historycznej. 
- Spróbuj już dzisiaj na nic nie wpaść!- krzyknął za mną Justin.
- Pieprz się.- powiedziałam cicho i przyspieszyłam kroku. Jeżeli wcześniej była czerwona ze złości to teraz płonęłam.
***

" 31 kwiecień

Dzisiaj po szkole ma przyjść do mnie Camille z Justinem. Mówiła, że jest naprawdę fajny i mega seksowny. Boże! Od kiedy ona używa takich słów?! :D  Coś mi się zdaje, ze ona go "bardzo lubi" ^^  Mają mi pomóc się spakować, bo już jutro wychodzę do domu. Lekarz powiedział (cytuję):
- Nigdy bym nie pomyślał, że twój organizm jest tak silny i tak szybko usprawni nogę. Jestem z ciebie dumny.
To jest naprawdę świetny lekarz. Przez ten czas, kiedy tu przebywałam zachowywał się tak, jakby był moim ojcem. Nawet przemycał mi różne rzeczy z bufetu ;D  Dobrze, że nie trafiłam na jakiegoś starego zgreda albo młodego gościa, który we wszystkim widzi medycynę. Nie zniosłabym tego. "

    Alice odłożyła zeszyt i podeszła do okna. Otworzyła je na rozcież. Wzięła głęboki oddech i jej płuca wypełniło świeże, wiosenne powietrze. Była taka szczęśliwa. W końcu mogę stąd wyjść już nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła zanurzyć się w słonej wodzie oceanu.
    Dziewczyna usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę.- powiedziała i odwróciła się w tamtą stronę.
 Była to Kiran, jej nauczycielka tańca.
- Hej.- powiedziała i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. 
- Cześć.- odpowiedziała Ali i się uśmiechnęła. - Jak miło cie widzieć.
- Ciebie też. Ja się czujesz?- spytała.
- Dobrze. Jutro wracam do domu.
- To wspaniale!- wykrzyknęła Kiran. Była ona znana z pozytywnego podejścia do życia, czasami aż za bardzo. Podeszła do Ali i wręczyła jej bombonierkę.
- Moja ulubiona. Pamiętałaś...- Alice uśmiechnęła się szeroko. Kiran była dla niej jak starsza siostra, której nigdy nie miała. Dogadywały się ze sobą bardzo dobrze, a znały się odkąd Ali zaczęła chodzić na jej zajęcia.
- Przepraszam, że tak długo nie przychodziłam, ale pomyślałam, że chciałabyś spędzić ten czas z rodziną.
-  Nie ma sprawy. Siadaj.- powiedziała dziewczyna i wskazała krzesło stojące obok, a sama usiadała na łóżku.
- Jak tam zajęcia? Dużo mnie ominęło?- spytała Alice. Widać było, że Kiran czuje się nieswojo, bo jak ma rozmawiać z tancerką, która ma kontuzje i nie wiadomo czy w ogóle zacznie znowu tańczyć.
- Nie. Byłam przez tydzień chora, a moja zastępczyni pracowała nad tym co już przerabialiśmy. Niektórzy byli naprawdę wkurzeni z tego powodu.
   Obie wiedziały o kogo chodzi. Lola.
- Zapomniałabym! Mam coś dla ciebie.- oznajmiła Kiran i zaczęła grzebać w torbie.- No gdzie to jest?- szukała nadal.- Jest! Proszę to dla ciebie od całej grupy.- powiedziała i podała Alice płaskie "coś" opakowane starannie w papier prezentowy z przyczepioną na środku kokardką.

*oczami Alice*

- Co to jest?- spytałam.
- Otwórz, to zobaczysz.-powiedziała podekscytowana.
    Zerwałam pośpiesznie papier i moim oczom ukazało się etui na płytę CD. Z jednej strony było oklejone miniaturowymi zdjęciami całej grupy, a z drugiej widniał napis: 
"WRACAJ DO NAS SZYBKO"
i każdy podpisał się dookoła. W oku zakręciła mi się łza. Zerwałam się z miejsca i mocno przytuliłam Kiran.
- Dziękuję.- powiedziałam.
- Jeszcze nie widziałaś najlepszego. macie tu odtwarzacz DVD?- spytała.
- Tak. Jest w pokoju dziennym.- oznajmiłam podekscytowana. Ona wstała i podeszła do drzwi.
- No chodź. Na co czekasz?
Wstałam z łóżka i razem poszłyśmy do jedynego pomieszczenia na oddziale, w którym jest  telewizor. Już nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć co przygotowali. Kiran podeszłą do odtwarzacza i włożyła tam płytę. Na ekranie pojawiła się cała grupa. Molly stała z tyłu i powiedziała cicho.
- Trzy, czte-ry.
I nagle wszyscy krzyknęli.
- Tęsknimy za tobą, Alice!
Potem pokazała się Kiran.
- Alice, chociaż to tylko dwa tygodnie, bardzo za tobą tęsknimy. Wracaj szybko, skarbie.- powiedziała i przesłała buziaka.
Później pokazywano każdą osobę oddzielnie lub w parach, którzy mówili coś miłego. To było takie urocze. Na samym końcu wystąpiła Lola.
- Hej Alice. Zajęcia bez ciebie to nie to samo. Nie mam komu dokuczać i... z kim się kłócić.
- Taaa. Jasne.- usłyszałam głos w tle.
- Zamknij się.- rzuciła i zwróciła się z powrotem do kamery.- A więc tak jak mówiłam, to już naprawdę doprowadza mnie do szału. Zdrowiej i do nas wracaj.
Zaśmiałam się.
Chwila... Czy właśnie uśmiechnęłam się na widok mojej rywalki? Co się ze mną dzieje? Po raz pierwszy zobaczyłam jej ludzką, NORMALNĄ stronę. 
***
    Alice i Kiran wróciły z powrotem do sali. Dziewczyna powiedziała swojej dobrej koleżance o Michelu i co przeżywała ostatnimi czasy. Mówiło się jej to z trudem, ale wiedziała, że Kiran ją zrozumie i wesprze. Była ona takim starszym odpowiednikiem Camille. Rozumiały się i zawsze mogły na siebie liczyć
    Rozmawiając usłyszały pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. Stała w nich najlepsza przyjaciółka Alice, a tuż za nią chłopak. Camille weszła do sali, a Justin tuż za nią. 
- Hej Kiran.- powiedziała uśmiechnięta.
- Cześć Camille.- odpowiedziała, także się uśmiechając i zwróciła się do Alice.- To ja nie będę przeszkadzać, zmykam. Gdybym była Ci potrzebna albo chciałabyś porozmawiać, wiesz, że możesz na mnie liczyć.- powiedziała i wyszła.
    Cam podeszła do łóżka i poożyła obok niego torbę. 
- Pomyślałam, że się przyda.-powiedziała . Złapała chłopaka za ramię i przyciągnęła go bliżej.- To Justin.- wskazała na niego.- A to Alice.- oznajmiła, tym razem wskazując na przyjaciółkę. - To jak już wszyscy się znają to bierzmy się za pakowanie.
    Alice i Justin podali sobie ręce. Potem dziewczyna wyciągnęła z szafki ręczniki.
 - Położymy je na samo dno.- powiedziała Ali i wrzuciła je do torby.
- Ok. To ja pójdę do łazienki, zobaczę czy nie ma tam twoich rzeczy. Daj kluczyk do swojej szuflady.- powiedziała.
- Spoko, tylko zostaw mi szczoteczkę, pastę i szczotkę do włosów.- dodała ALice.
Cam przytaknęła.
- A ja co mam robić?- spytał Justin.
- Yyyy.- Camille rozejrzała się po sali.- Może... hmmm... Siądź i nie przeszkadzaj.
    Ali zachichotała.
- Taaa. Zajęcie prawdziwego faceta.- mruknął chłopak.
   Tym razem zaśmiały się obie dziewczyny.
- No dobra. To może idź do bufetu i kup coś do jedzenia. Umieram z głodu.- powiedziała Cami.
Chłopak wstał i ruszył w stronę drzwi.
- A co chcecie?- spytał.
- Cokolwiek.- rzyciła Cam.
- A ty?- zwrócił się do Alice.
- Może...  Rurkę z kremem.- powiedziała.
- Oooo. Ja też chcę!- krzyknęła jak małe dziecko Camille.
- Spoko. Zaraz wracam..- rzucił chlopak i wyszedł.

*oczami Camille*

    Poszłam do łazienki, a kiedy wróciłam z dwoma ręcznikiem, kremami, balsamami, szamponami i odżywkami Alice, ona siedziała na łóżku przeglądając jakieś papiery,
- Więcej tego nie miałaś?- spytałam z sarkazmem.
- Nieeee.- odpoweidziała równie sarkastycznie.
      Podeszłam do torby i wrzuciłam do niej wszytskie rzeczy.
- Co robisz?- spytałam.
- A nic. Tak przeglądam jakieś dokumenty.- powiedziała i odłożyła je. Popatrzyła na mnie i poklepała dłonią łóżko, chcąc żebym usiadła obok. Kiedy już to zrobiłam wypaliła:
- Justin wydaje się fajny.
- No, raczej.- zaśmiałam się.
- Lubisz go?- spytała. Wiedziałam o co jej chodzi, ale wolałam się z nią podroczyć.
- Jest spoko.- powiedziałam.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Pytam czy go lubisz, LUBISZ.
Moje policzki lekko się zarumieniły.
- Lubię, LUBIĘ.- przyznałam się po chwili.
- W takim razie, jako twoja najlepsza przyjaciółka mówię ci: NIE SPIEPRZ TEGO.
- Wiem.
    W tej chwili do sali wszedł Justin.
- Co wiesz?- spytał.
- Yyy... że... jutro o 14.00 Alice stąd wychodzi i mam do niej przyjść wieczorem.- powiedziałam.
- Aha.
"Ufff, wybrnęłam"
~~~~
 
                                                    CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 9 ♥

  Camille wróciła do domu późnym wieczorem. Była bardzo zmęczona, bo długo siedziała w szpitalu u swojej przyjaciółki, ale w końcu Alice powiedziała, że chce zostać sama.
    Dziewczyna weszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Wyciągnęła wszystkie warzywa jakie znalazła  i zaczęła je kroić. Jej rana po igle jeszcze się do końca nie zagoiła i gdy dziewczyna wyciskała sok z cytryny do herbaty, rana strasznie piekła. Potem obmyła dłoń dużą ilością wody, wzięła sałatkę i poszła do salonu. Przypomniało jej się, że wypożyczyła książkę z biblioteki miejskiej. Wyciągnęła ją z torby i zaczęła czytać pierwszą stronę, jedząc jednocześnie sałatkę. Miała jeszcze przynajmniej godzinę spokoju, bo jej mama z braćmi poszła do stomatologa.
    Nawet nie wiedziała, kiedy minęło półtorej godziny, od kiedy zaczęła czytać. Usłyszała dobiegające z zewnątrz głosy jęczących braci.
- Mamo ten ząb mnie boli, a przed wizytą nie booolał.
- No właśnie.- przyznał mu rację drugi.- Ta pani nam je zepsuła.
    Dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Camille! Jesteś już?!- krzyknęła pani Lampblack, wchodząc do domu.
- Tak! Siedzę w salonie!- odkrzyknęła.
    Po chwili matka pokazała się w drzwiach.
- Skarbie, mogłabyś zająć się braćmi?- poprosiła.
- Dobrze.- powiedziała Cam, chociaż wcale nie miała na to ochoty, ale nie miała także ochoty na kłótnie, więc się zgodziła.
- Dziękuję. Będę za jakieś 2 godziny.- oznajmiła pani Sophia i poszła w stronę drzwi. Jednak wróciła się jeszcze na chwilę.- Zapomniałabym. Niedługo powinien wpaść tu nowy sąsiad ze swoim synem, Przeproś go ode mnie i powiedz, że miałam coś naprawdę ważnego do załatwienia. Zaproś ich na herbatę. Niech chłopcy się pobawią, może uda mi się wrócić wcześniej. W szafce nad kuchenką są ciasta, możesz poczęstować tego pana i chłopców. A jeśli....
- Mamo.-przerwała jej Camille.- Umiem przyjmować gości, a ty idź, bo się przecież śpieszysz.
- Rzeczywiście, jest już późno.- powiedziała matka i wyszła trzaskając drzwiami.

*oczami Camille*

    Bracia siedzieli przed telewizorem i oglądali jakieś bajki, więc postanowiłam wrócić do czytania książki. Z kubkiem już zimnej herbaty wyszłam na werandę naszego domu. Usadowiłam się w bujanym fotelu, a nogi przykryłam lekkim kocem. Zatraciłam się w powieści.
    W pewnej chwili poczułam na ramieniu małą rączkę. Od razu pomyślałam, że to jeden z moich braci czegoś ode mnie chce.
- Czego chcesz?- warknęłam. Podniosłam wzrok i zobaczyłam przestraszoną twarz małego chłopca. Był mniej więcej w wieku moich braci. Potem zorientowałam się, że ktoś trzyma go za rękę. Spojrzałam w górę i pierwsze co zobaczyłam to śliczne piwne oczy chłopaka.
- Hej...- zaczął niepewnie.- Jesteśmy nowymi sąsiadami. Miałem...
- Tak wiem, mama i powiedziała.- przerwałam mu i zwróciłam się do chłopczyka stojącego obok niego.- Przepraszam myślałam, że to jeden z moich braci.
     Dziecko delikatnie się uśmiechnęło.
    Wstałam z fotela i odłożyłam książkę na stolik, stojący obok. Przyjrzałam się bardziej twarzy chłopaka. Miał opaloną cerę i śliczne oczy. Po chwili zorientowałam się, że się w niego wgapiam jak jakaś idiotka i się zarumieniłam.
- Yyyyy. Proszę wejdźcie.- powiedziałam i wskazałam na drzwi, przy których stali już moi bracia.
- Mogę już iść?- spytał błagalnym tonem chłopiec.
- No dobrze, ale zachowuj się- odpowiedział chłopak i puścił dłoń małego.
- Mhmmmm. -mruknął chłopczyk i wbiegł do domu razem z moimi braćmi. Odwróciłam się do chłopaka i otwierając szerzej drzwi zaprosiłam go do środka. Wszedł pewnym rokiem i zatrzymał się w przedpokoju.
- Idź prosto do salonu i się rozgość, przygotuję coś do picia. A tak w ogóle...- popatrzyłam mu prosto w oczy.- Jestem Camille.
- Justin.- powiedział i lekko się uśmiechnął.
     Poczułam, że się rumienię, więc szybko odwróciłam się i weszłam do kuchni. Zaczęłam otwierać i zamykać szafki w poszukiwaniu... No właśnie czego ja szukałam?
- Czego się napijesz?- krzyknęłam.
Przez jakiś czas nie doczekałam się odpowiedzi, więc odwróciłam się w stronę drzwi. Już miałam pójść do salonu, ale tuż przede mną pojawiła się umięśniona sylwetka Justina.
- Poproszę tylko wody z cytryną.- powiedział i znowu się uśmiechnął.
- Spoko. A chcesz lodu?- spytałam i zrobiłam minę przypominającą "uśmiech". Pewnie wyglądałam jak idiotka, ale nad tym nie panowałam.
- Nie, dzięki.
    Jego głos był taki uroczy. Jak coś mówił, przez moje ciało przechodziły lekkie wibracje. pierwszy raz ktoś tak na mnie działał. Musiałam się opanować, bo inaczej wyjdę na jakąś psychiczną.
    Odwróciłam się i przygotowałam dwa takie same napoje. Justin wrócił do salonu, a ja wyciągnęłam ciastka i poukładałam je na małym talerzyku. Wszystko postawiłam na tacy i poszłam do pokoju, w którym czekał na mnie chłopak. Kiedy do niego wchodziłam, potknęłam się o próg i już bym upadała, ale Justin zerwał się z łóżka i pomógł przywrócić mi równowagę.
- Dziękuję.- powiedziałam,a  moje policzki znowu się zarumieniły.
    Chłopak wziął ode mnie tacę i postawił ją na małym stoliku. Siedliśmy w fotelach na przeciwko siebie i zaczęliśmy rozmawiać.
- Skąd jesteś?- spytałam.
- Z Atlanty. Mieszkałem z mamą w małej miejscowości Stratford, ale przenieśliśmy się tutaj, bo dostała lepszą pracę.
- A ten chłopiec to twój brat, tak?
- Tak. Ma na imię Charlie.
    Chłopiec usłyszał swoje imię i wychylił się zza drzwi.
- Wolałeś mnie?- spytał.
- Nie, wracaj do zabawy.-odpowiedział mu Justin i zwrócił się do mnie.- Przekręca trochę wyrazy, ale już się przyzwyczaiłem. Wiesz, to taka jakby wada wymowy. Po prostu, gdy zna dwa podobne wyrazy myli je. Czasami naprawdę trudno połapać się, o co mu chodzi.- parsknął śmiechem.
- Tsaaaa. Wiem coś o tym. Kiedyś Kevin zamiast "Daj cukierka" powiedział "Daj siekierkę"- oboje się wybuchliśmy śmiechem.
***

 Alice cały dzień myślała o Michelu, ale w końcu postanowiłą o nim zapomnieć. Wzięła pamiętnik i zaczęła pisać.

"26 kwiecień

   Zerwaliśmy z Michelem. Zdradził mnie z jakąś siksą, ale mam go gdzieś. Zaczynam wszystko od początku. Camille mi w tym pomorze. Tylko na nią mogę naprawdę liczyć. Ona mnie nigdy nie zostawi.
   Już za tydzień wychodzę ze szpitala. Nareszcie! Wystarczy, że będę jeździć na rehabilitację codziennie po południu. Możliwe, że nawet wrócę do szkoły. Niestety lekarz powiedział, że będę musiała wstrzymać się z tańcem. kiedy spytałam się na jak długo, odpowiedział
-Nie wiem.
 Potem słyszałam jak mówił do rodziców:
- Nie wiadomo czy w ogóle będzie mogła tańczyć.
Problem jest w tym, ze to przecież całe moje życie! Muszę tańczyć, bo inaczej to wszystko nie będzie miało sensu!"

Dziewczyna odłożyła zeszyt pod poduszkę i zamknęła oczy. Chciała jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o ty co się dzisiaj wydarzyło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Omomomomom, Justin *.*
Jak się podoba? Hmm?
Popracuję trochę nad wyglądem bloga, bo na razie nie wygląda najlepiej.
I Zmieniłam nazwę ♥

    CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

wtorek, 21 maja 2013

Rozdział 8 ♥

    Camille pogodziła się z Alice i codziennie przed i po szkole do niej chodziła, ponieważ dziewczyna nadal tam przebywała. Michel też do niej chodził, ale znacznie rzadziej i bywał krócej. Ciągle zasłaniał się tym, że niedługo ma egzaminy i mistrzostwa, a Ali mu wierzyła i nie miała do niego pretensji, chociaż wiedziała, że się od siebie oddalają. Czasami zastanawiała się czy jej sens dalej ciągnąć ten związek, ale kiedy widziała Michela nie wyobrażała sobie zerwania.
    Teraz leżała w łóżku szpitalnym i czytała książkę. Obok niej salowa podlewała kwiaty, które stały na parapecie. Z nogą dziewczyny było już coraz lepiej. Mogła nią poruszać, ale nadal nie potrafiła sama chodzić. Codziennie przewożono ją na rehabilitację. Właśnie za chwilę miała przyjść po nią pielęgniarka. Kiedy już przyszła i pomogła Ali siąść na wózek, pojechały długim korytarzem. Alice patrzyła w okna i nagle dostrzegła Michela. Uśmiechnęła się, ponieważ ostatni raz był u niej przedwczoraj. Po chwili zauważyła jak jakaś dziewczyna całuje go w usta, odwraca się i odchodzi, oglądając się i machając mu na pożegnanie. On wbiega po schodach wchodzi do szpitala.
    Alice odwróciła głowę, a jej duże, zielone oczy wypełniły się łzami. Wózek zatrzymał się przed windą, a kiedy żelazne drzwi się otworzyły, dziewczyna zobaczyła stojącego w środku uśmiechniętego Michela.
    Gdy ten dostrzegł łzę na policzku swojej dziewczyny wiedział, że go widziała i jego mina zmieniła się na poważną.
    Pielęgniarka wprowadziła wózek do windy i nacisnęła klawisz z numerem "0" oznaczającym parter. Alice nie patrzyła na Michela, odwróciła głowę w drugą stronę, aby ukryć łzy, które płynęły po jej twarzy.
     Drzwi windy ponownie się otworzyły i pielęgniarka wyprowadziła dziewczynę, a tuż za nimi szedł chłopak.
- Przepraszam, czy mogłaby pani nas na chwilę zostawić samych?- spytał.
- Tak, oczywiście.-odpowiedziała pielęgniarka i poszła w stronę rejestracji.
                                                                  ***

    Camille skończyła lekcje wcześniej i postanowiła zaraz po szkole pójść do biblioteki, a potem do przyjaciółki. Kiedy doszła do bramy przed szpitalem, zauważyła Michela zbiegającego po schodach. Gdy był już blisko Cam do niego zagadała.
- Hej. Byłeś u Alice?
    Chłopak nie odpowiedział, tylko minął ją szybkim krokiem. Dziewczyna uznała, że to było dziwne. Kiedy weszła do środka zobaczyła Ali całą we łzach . Szybko do niej podbiegła.
- Co się stało?
- Zerwaliśmy.- odpowiedziała dziewczyna łkając.
- Cholera.- powiedziała cicho Cam i przytuliła przyjaciółkę.
    Kiedy dziewczyna się trochę uspokoiła Camille chciała się dowiedzieć jak to się stało.
- Ale... Dlaczego zerwaliście?
- Widziałam go przed szpitalem. Odprowadzała, a potem pocałowała go jakaś dziewczyna.
- A może źle to zrozumiałaś. Może to był tylko przyjacielski pocałunek.- Cam sama nie wierzyła w to co mówi.
- Nie, to nie był przyjacielski pocałunek. A poza tym się przyznał.
     Camille nie wiedziała co ma powiedzieć. Zawsze sądziła, że Alice i Michel tworzą idealną parę. Zdarzały im się małe sprzeczki, ale z każdym razem szybko się godzili. Nigdy nie przypuszczała, że chłopak zdradzi jej najlepszą przyjaciółkę.
"Jak on mógł jej coś takiego zrobić?"
                                                                 ***

    Lola wróciła do domu, ale do tej pory nie odezwała się do matki. Unikała ją jak tylko mgłą. Kiedy pani Stombridge wracała z pracy to dziewczyna siedziała w swoim pokoju albo wychodziła pobiegać.
    Teraz nastolatka wracała do domu. Włożyła słuchawki do uszu i włączyła mp3. Do głowy wpadła jej pewna figura. Była już na swojej ulicy, więc mogła swobodnie zacząć tańczyć, ponieważ sąsiedzi byli już do tego przyzwyczajeni. Dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła robić piruety. Nagle poczuła, że w coś uderzyła, a raczej w kogoś. Upadła na ziemie wydając z siebie ciche pisknięcie. Wyjęła słuchawki z uszu i  powoli się podniosła. Kiedy już się otrzepała z kurzu i miała rozpocząć awanturę, podniosła wzrok. Zobaczyła chłopaka o ślicznych, piwnych oczach. Jego złociste włosy były przycięte po bokach a dłuższe na czubku głowy i z przodu. Lekki wiaterek unosił je do góry tak, że nie opadały na czoło.
- Nic ci się nie stało?- spytał.
- N-nie.- wydusiła z siebie. Lola.
- To dobrze.- powiedział, uśmiechając się i ukazując proste i bielutkie zęby.
    Dziewczyna nie wiedząc co zrobić także się uśmiechnęła.
- Następnym razem bardziej uważaj.- dodał, wyminął ją i poszedł przed siebie.
    Lola poczuła, ze lekko się zarumieniła. Ponownie otrzepując pośladki poszła w przeciwnym kierunku. Dziewczyna jeszcze raz obejrzała się za siebie i zmierzyła wzrokiem sylwetkę chłopaka. Trzeba było przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze. Był uroczy, a zarazem miał coś z buntownika. Wyczytała to z jego oczu. Miała nadzieję, że jeszcze się ze sobą spotkają.
    Nagle on się odwrócił i zobaczył, że dziewczyna się w niego wgapia. Ona zrobiła się cała czerwona i szybko odwróciła głowę, a on się zaśmiał.
"Jestem tu pierwszy dzień, a już jakaś laska nie może oderwać ode mnie wzroku"- pomyślał i ponownie wydobył z siebie śmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czy ktoś tu nie jest za bardzo pewny siebie? ;D
Przepraszam, że dopiero teraz dodaję. Miał być już na weekend, ale nie wyszło.
Następny będzie dłuższy ;)
A i chyb się domyślacie kim jest ten nieznajomy chłopak ;*
     CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

środa, 15 maja 2013

Rozdział 7 ♥

     Alice zasnęła, a rodzice w tym czasie pojechali do domu, aby wziąć prysznic i zjeść jakieś porządne śniadanie. Pani Lauren Obiecała dziewczynie, że przywiezie jej pamiętnik. Ali powiedziała, że to zeszyt Cam i musi jak najszybciej jej go osobiście oddać.
     Gdy państwo Prince wrócili z dziennikiem, siedli tylko na chwile, a potem pojechali do swoich prac, aby wziąć urlopy. Czekał ich teraz naprawdę trudny okres życia.
     Kiedy tylko wyszli, nastolatka wzięła do ręki pamiętnik i zaczęła pisać.

" 19 kwiecień

Jestem w szpitalu. Miałam wczoraj wypadek, kiedy próbowałam zrobić tą cholerną figurę! Źle wylądowałam! Teraz nie mogę ruszyć nogą, wstać, a o chodzeniu to już w ogóle nie mówię!
I jeszcze do tego, z samego rana zjawiła się tu Cam z LOLĄ! Powiedziały, ze to ta pizda mnie znalazła. Zachowywała się jakby była jakąś niezwykłą bohaterką!  I, że niby przypadkiem przechodziła koło mojego domu! Uważaj, bo uwierzę suko!"
 
    Ktoś zapukał do drzwi. Alice szybko schowała zeszyt, a w tej samej chwili w drzwiach pokazała się umięśniona sylwetka Michela.
- Hej skarbie.- powiedział swoim jak zawsze spokojnym głosem.
- Hej.- odpowiedziała dziewczyna.
Chłopak zamknął za sobą drzwi, a zza pleców wyciągnął dokładnie taki sam bukiet jaki przyniosła wcześniej Camille. Podszedł do łóżka, nachylił się nad Ali i delikatnie pocałował ją w czoło. Kwiaty położył na
stoliku i widząc takie same, szeroko się uśmiechnął.
- Czyli Cam już tu była?
- Tak, ale nie chcę o tym gadać.- powiedziała, odwracając wzrok.
- Jak się czujesz?- spytał, siadając na krześle, stojącym obok.
- Dobrze.- odpowiedziała, ale miała dosyć powtarzania tego w kółko i jeszcze na dodatek nie była to prawda.
- Wiesz... Bo w zasadzie, to ja tu jestem tylko na chwilę. Zaraz mam trening i...- przerwał.- No to będę leciał.
- Przyjdziesz wieczorem?- spytałam, chociaż już znałam odpowiedź.
- Nie, przyjdę jutro. Nie gniewaj się.
- Nie no spoko.-powiedziała i odwróciła głowę, aby nie widział łzy, spływającej po jej policzku.
- Kocham cię.-powiedział i wyszedł.
Alice się rozpłakała.
                                                                    ***
    Było późne popołudnie, kiedy Lola siedziała na ławce w parku. Cały dzień chodziła po mieście bez celu, zastanawiając się co ma ze sobą zrobić. Na przeciwko niej mała dziewczynka bawiła się ze swoją mamą. Śmiały się, biegały, zbierały kwiatki. W oczach dziewczyny pojawiła się łzy.
 "Dlaczego ja nie mogłam bawić się ze swoją mamą?"- żaliła się w myślach.- "Moja córka nie będzie miała takiego życia jak ja"- obiecała sobie.
    Nie chciała już dłużej patrzeć na dziewczynkę. Wstała i postanowiła pójść do Camille po swoje rzeczy.

     Po 20 minutach była już przed domem koleżanki.
    Zapukała do drzwi i po chwili otworzyła jej pani Lampblack.
- Dzień dobry. Przyszłam po swoje rzeczy- oznajmiła oschle.
- Dzień dobry. Ty jesteś Lola, prawda?  Proszę wejdź.- powiedziała, otwierając szerzej drzwi.- Camille jest w swoim pokoju. Chciałabyś się czegoś napić?
- Nie, zabieram tylko rzeczy i wychodzę.
     Dziewczyna poszła do pokoju Cam i nie pukając wesz.la do środka.
- Cześć. Chcę moją torbę.-powiedziała i podeszła do łóżka, gdzie leżała jej własność. Wzięła ją do ręki i skierowała się z powrotem w stronę drzwi.
- Lola, czekaj.
Dziewczyna się zatrzymała, ale nie odwróciła.
- Alice nie chciała być dla ciebie wredna. Ona po prostu jest jeszcze w szoku po wypadku. jak dojdzie do siebie możemy do niej pójść i pogadać na spokojnie.
- Nie Camille!- dziewczyna się zdenerwowała.- Nie będę z nią rozmawiała! To przez ciebie się zdenerwowała! To ty mi kazałaś do niej iść! Ja nie chciałam!
Cam nie wierzyła w to co słyszy.
- Do niczego cię nie zmuszałam! Mogłaś nie iść!- krzyknęła.
Twarze obu dziewczyn zrobiły się czerwone od złości. Lola nie mając ju.ż argumentów, odwróciła się i wyszła trzaskając drzwiami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótki, ale to nic ;)
Miłego czytania ;)
     CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

środa, 8 maja 2013

Rozdział 6 ♥

    Camille biegła po schodach, przeskakując po dwa stopnie. W ręku miała bukiet kwiatów, różowych róż (jakkolwiek to brzmi). Były to ulubione kwiaty Alice. Gdy zdyszana wpadła na korytarz drugiego piętra, uśmiechnięta Lola z małym bukietem i czekoladkami, już tam na nią czekała.
- Widzisz. Mówiłam, żebyś zaczekała na windę, bo będzie szybciej.-powiedziała z nutą złośliwości w głosie.
- Czy możemy już iść?- spytała lekko zirytowana Cam.
- Jasne.
    Kiedy dochodziły do sali nr 6, Lola zatrzymała koleżankę, łapiąc ją za ramię.
- Może... Wejdź pierwsza, a potem najwyżej mnie zawołasz.-powiedziała niepewnie, puszczając rękę Camille. Dziewczyna stwierdziła, że to dobry pomysł, ponieważ nie wiadomo w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
    Podeszła szybkim krokiem do drzwi, zapukała i nie czekając na pozwolenie na wejście wpadła do sali. pierwsze co zobaczyła, to okno otwarte na rozcież przez, które zrobił się przeciąg, który z wielkim hukiem zatrzasnął drzwi. Alice jęknęła, ponieważ nadal okropnie bolała ją głowa.
- Przepraszam, ale wiesz, że lubię wielkie wejścia.- zachichotała Cam.
- Taaaa.-mruknęła posępnie Ali.
    Camille podeszła do łożka, położyła kwiaty na stoliku i siadła obok przyjaciółki.
- Jak się czujesz?- spytała.
- Strasznie boli mnie głowa i ręka.- powiedziała smutna Alice.
Camille poznała po jej wyglądzie, że dziewczyna długo płakała. Miała podpuchnięte oczy, wyschnięte usta itd. Dokładnie tak samo jak Camille poprzedniego wieczoru.
- Słuchaj, jest taka sprawa. Ktoś tu ze mną jest.- zaczęła Cam.
- Kto? Michel?
- Nie, poczekaj...- dziewczyna podeszła do drzwi i zawołała koleżankę. Gdy Lola stanęła w progu, oczy Ali momentalnie się szerzej otworzyły.
- Co ona tu robi?- spytała oburzona.- Nagle zrobiło jej się mnie żal?!- powiedziała podnosząc głos, jednocześnie łapiąc się za głowę i krzywiąc z bólu.
- Alice...- Lola próbowała coś powiedzieć, ale Cam jej przerwała.
- Czekaj, ja jej powiem.- odwróciła się w stronę przyjaciółki.- To Lola cię... uratowała.
- Co takiego?!- zdziwiła się dziewczyna i ponownie złapała się za głowę.
- Kiedy upadłaś i uderzyłaś głową w chodnik, ja akurat niedaleko biegałam i usłyszałam krzyk. Chciałam zobaczyć, co się stało i znalazłam ciebie jak leżałaś z głową całą we krwi.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tak zupełnie przypadkowo byłaś w pobliżu! Przyznaj się! Obserwowałaś mnie, kiedy tańczyłam!- krzyknęła Alice. Była bardzo zdenerwowana. Urządzenie, do którego była podłączona, zaczęło głośno piszcześ. Od razu zjawiła się pielęgniarka, która wyprosiła dziewczyny z sali. Zaraz potem wszedł tam lekarz.
"Co my najlepszego zrobiłyśmy?"- pomyślała Camille.
                                                             ***
    Po pięciu minutach zjawili się rodzice Alice i zobaczywszy Camille, siedzącą za spuszczoną głową, zorientowali się, że coś jest nie tak. Loli już nie było, bo wyszła ze szpitala, aby nie denerwować Ali.
- Co się stało?- spytała Lauren.
Cam zrobiła się blada.
- Przyszłam do Alice z Lolą, tą dziewczyną, która ją znalazła.
- Rich, my jeszcze jej nie podziękowaliśmy.- zwróciła się do męża pani Prince.- No nieważne, mów dalej.
- A więc, Ali się bardzo zdenerwowała, bo Lola to jej rywalka. to znaczy moja też, ale jak wczoraj przyszła zapłakana...- Cam dostała słowotoku.- To ja ją przenocowałam i w ogóle rozmawiałyśmy. Okazało się, że to wszystko przez jej matkę, która jest taka...
- Zaraz! Camille, powoli. Czyją matkę?
- Loli. Przecież mówię, z resztą nieważne. Jak Alice zobaczyła Lolę to strasznie się zdenerwowała. To urządzenie zaczęło piszczeć, przybiegła pielęgniarka i kazała nam wyjść.
- O matko! A gdzie Lola?
- Poszła, bo nie chciała jeszcze bardziej zdenerwować Ali.
- To dobrze. Dogadają się jak Alice dojdzie do siebie.
    Państwo Prince zostawili Camille na korytarzu i weszli do sali nr 6, aby zobaczyć córkę i zapytać lekarza czy wszystko już w porządku.
    Dziewczyna nie widziała powodu, aby nadal tu tkwić. Wstała, wytarła łzę, która spływała jej po policzku i wyszła ze szpitala.


     Kiedy weszła do domu była już godzina 7.30. Żeby się czymś zająć i nie myśleć o tym wszystkim, postanowiła zabrać się za szycie sukienki dla swojej mamy. Włączyła maszynę do szycia, wyciągnęła materiał kupiony wczoraj po szkole i próbowała się skupić. Nie wychodziło jej to.
     Nagle zadzwonił telefon. Odebrała i przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Halo.- odezwał się głos po drugiej stronie- Camille to ty?
Był to Michel, poznała to po jego oryginalnej barwie głosu.
- Tak.
- Słuchaj, nie wiesz co się dzieje z Ali? Nie odbiera telefonu i nie otwiera drzwi.
- Alice jest w szpitalu.- powiedziała cicho.
- Gdzie jest?! W szpitalu?! Co ona tam robi?!- Michel sam nie wierzył w to co słyszy.
- Wczoraj miała wypadek i... Nie mam siły ci tego opowiadać. Sam jedź do szpitala i się dowiedz.- odpowiedziała oschle.
- Dobra, dzięki.- powiedział zirytowany chłopak i odłożył słuchawkę.
    Cam rzuciła telefon na łóżko i siadła przy biurku. Zaczęła coś kręcić przy maszynie. Nie zauważyła, że ma rękę tuż pod igłą i nacisnęła włącznik. Igła poszła w dół, prosto na dłoń dziewczyny. Przebiła ją na wylot. Była to gruba igła do obszywania skóry. Camille zaczęła piszczeć i krzyczeć. Pobiegła do łazienki i włożyła dłoń pod strumień zimnej wody, a drugą próbowała znaleźć apteczkę w szafce nad umywalką. Wyciągnęła bandaż i zaczęła robić sobie opatrunek. Rana bardzo krwawiła i okropnie bolała.
"Tego mi jeszcze brakowało."
Wróciła do pokoju po telefon i z powrotem poszła do łazienki.
- Halo?
- Mamo, przekułam sobie rękę maszyną do szycia. Tą grubą igłą do obszywania skórzanych rzecz.
- Bardzo?!
- Na wylot!- krzyknęła Cam jednocześnie płacząc.
- Matko boska! Już wjeżdżam na podjazd.
    Po chwili dziewczyna usłyszała trzaśnięcie drzwi i głos matki:
- Camille! Gdzie jesteś?!
- W łazience! - odkrzyknęła.
     Po 5 minutach opatrunek był gotowy. W pewnej chwili Camille sobie coś uświadomiła.
      "Gdzie są moi młodsi bracia?"
- Mamo... Gdzie Chris i Kevin?
- Wczoraj zabrała ich do siebie ciotka Kelsey. Pomyślałam, że chciałabyś mieć trochę spokoju.
- Dziękuję.- Cam podeszła do mamy i mocno ją przytuliła.
~~~~
     CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 5 ♥

    Camille wróciła do domu około godziny 23.00. Chciała zostać w szpitalu dopóki Alice się nie obudzi, ale państwo Prince'owie powiedzieli, żeby jechała do domu i porządnie się wyspała. Zgodziła się, chociaż niechętnie. Teraz dziewczyna jest w kuchni swojego domu i robi sobie herbatę. Jej matka akurat dzisiaj ma nocną zmianę i powiedziała, że będzie zaglądała do Ali w każdej wolnej chwili.
    Cam siadła na krześle i oparła głowę na rękach. Siedziała tak przez dłuższą chwilę. Woda zaczęła się gotować, a ona tego nie słyszała. Była zbyt przejęta swoją przyjaciółką. Przed oczami miała obraz bladej i nieprzytomnej Alice, leżącej w szpitalnym łóżku.
    Łzy na nowo wypełniły jej oczy. Zaczęła płakać jak małe dziecko. Nagle usłyszała pukanie, które wyrwało ją z zamyślenia. Wstała, wyłączyła, gotującą się już od 5 minut wodę i podeszła do drzwi. Przyjrzała się w lustrze, które wisiało w korytarzu. Wyglądała okropnie. Oczy były podpuchnięte i zaczerwienione, usta wyschnięte, cała twarz blada, a włosy rozczochrane. Szybko minęła lustro i zmierzała do drzwi, zastanawiając się, kto przyszedł do niej o tej porze.
   "Może to Michel"- pomyślała.
Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazała się zapłakana Lola z torbą w ręku. Camille kompletnie zamurowało.
"Co ona tu robi?!"
- Hej, przepraszam, ze cię nachodzę, ale...-Lola nie mogła wydobyć z siebie słowa, a Cam nie wiedziała co ma robić. Pierwszy raz widziała Lole w takim stanie. Nigdy nie przypuszczała, że ta dziewczyna, która zawsze była twarda i chamska, może się tak rozkleić..- Wiesz co, niepotrzebnie tu przyszłam. Przepraszam.
   Nastolatka odwróciła się i zaczęła iść trawnikiem w stronę ulicy. W pewnym momencie potknęła się o coś i upadła.
- Lola!- krzyknęła Cam i podbiegła do dziewczyny.- Nic ci nie jest?- spytała, kucając obok niej.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko rzuciła się jej w ramiona i płakała. Camille nie wiedząc, co ma zrobić, przytuliła Lolę. Siedziały tak kilka minut,, dopóki dziewczyna się nie uspokoiła.
- Przepraszam.- wychrypiała w końcu.
- Lola... Co się stało?-Camille zrobiło się naprawdę żal koleżanki.
- Nic tylko...- zaczęła
- Słuchaj, wstań.-przerwała jej Cam .- Chodź do mnie. Zrobię herbaty i mi opowiesz.
Jej słowa zaskoczyły nie tylko Lolę, ale też ją samą.
    Razem poszły do domu. Camille zaprowadziła koleżankę do kuchni. Potem zaparzyła herbatę i obie siadły przy stole.
    Zaczęły rozmawiać.
    Lola opowiedziała Cam o wszystkim. Nie tylko o dzisiejszym dniu, ale też o swojej matce, o tym dlaczego zaczęła tańczyć i dlaczego zaczęła dokuczać jej i Alice. Dziewczyny siedziały w kuchni do 2.00  w nocy. Później Camille zaproponowała dziewczynie nocleg. Gdy Lola poszła wziąć prysznic, Cam uświadomiła sobie co się dzieje, że rozmawiała właśnie z jej rywalką, a teraz ona będzie u niej spać.
    Z zamyślenia wyrwała ją Lola wychodząca z łazienki.
- Bardzo ci za wszystko dziękuję.-powiedziała zamykając za sobą drzwi gasząc świtało.
W odpowiedzi dziewczyna się uśmiechnęła, po raz pierwszy tego wieczoru.
                                                             ***
    Lauren Prince spała na krześle, tuż obok łóżka swojej córki. Była wyczerpana. Od rana miała robotę papierkową, a później jeszcze kilka wykładów na uczelni. Myślała, że przynajmniej wieczorem się rozluźni przy kolacji ze znajomymi, ale niestety się pomyliła. Zamiast bawić się w gronie przyjaciół, była w szpitalu, gdzie po wypadku, została przewieziona jej jedyna córka.
    Pani Prince zasnęła opierając głowę na ręku Alice. Jej mąż wyszedł na chwilę, aby napić się herbaty. Teraz siedzi w szpitalnym bufecie i powoli sączy herbatę. Jest przygnębiony. To on zawsze najbardziej kibicował Ali. Jej pasja, była po części także jego pasją.Sam pracuje jako nauczyciel muzyki w szkole muzycznej, komponuje i gra na pianinie. To on od zawsze zachęcał Ali do tańca i to dzięki niemu dziewczyna zaczęła to robić.
     Wstał z krzesła, zamówił herbatę i kremówkę dla żony i poszedł do sali. Gdy wszedł Lauren nadal spała. Postawił tacę na stoliku, przeniósł ją na drugie łóżko, aby było jej wygodnie i przykrył kocem. Sam siadł na krześle i przykrył swoją dłonią, dłoń córki. Zaczynał już się niecierpliwić. Operacja skończył się o 21.30, a Alice nadal się nie obudziła, chociaż była już 2.00 w nocy. Z każdą minutą miał coraz więcej wątpliwości, że ona się wybudzi, ale próbował odpędzać te czarne myśli. Po kilkunastu minutach wstał i podszedł do umywalki. Odkręcił kran, z którego popłynął strumień zimnej wody. Przemył twarz, a gdy ją wycierał usłyszał skrzypnięcie łóżka. Odruchowo się odwrócił. Niestety to tylko żona przewróciła się na drugi bok. Westchnął, z powrotem siadł na krzesło przy łóżku córki i zasnął w tej samej pozycji, w której wcześniej spała jego żona.
                                                                         ***
    Był wczesny ranek około godziny 5.00. Państwo Prince jeszcze spali. Pielęgniarka weszła, aby zobaczyć co z Alice, a kiedy wychodziła, przeciąg delikatnie zatrzasnął drzwi. W tym momencie dziewczyna się poruszyła i to obudziło jej ojca. Zerwał się z miejsca i podbiegł do drugiego łóżka, aby obudzić żonę. Po kilku sekundach stali oboje pochyleni nad Alice. Dziewczyna poruszyła powiekami, a po chwili miała już otwarte oczy. Lauren i Richard zaczęli śmiać się ze szczęścia.
- Mamo? Co się dzieje? Gdzie ja jestem?- spytała zdezorientowana Ali.- Strasznie boli mnie głowa.
Pan Prince wyszedł zawołać lekarza.
- Skarbie, jesteś w szpitalu. Miałaś mały wypadek.-powiedziała matka.
W tej chwili wszedł pan Prince z lekarzem i pielęgniarką.
- Czy mogą państwo wyjść na korytarz. Musimy zabrać waszą córkę na badania.
- Dobrze
.Gdy wyszli z sali, pani Lauren postanowiła zadzwonić do Camille. Wybrała numer i po kilku sygnałach dziewczyna odebrała. 
- Halo.- powiedziała ziewając.
- Camille? Obudziłam cię?- spytała mama Alice, ale po chwili wydało jej się to głupie. Przecież było kilka minut po 5.00 rano.
- Tak, ale nic nie szkodzi. Co z Ali?
- Właśnie się obudziła Zabierają ją na badania.
- Naprawdę? Dziękuję, że pani zadzwoniła.
*W domu Camille*
 - Naprawdę? Dziękuję, że pani zadzwoniła.
Gdy Cam skończyła rozmowę akurat przebudziła się Lola.
- Co się dzieje?- spytała
- Ali się obudziła!- krzyknęła uśmiechnięta
- Jezu. To świetnie.- powiedziała Lola szeroko się uśmiechając i pokazując swoje bielutkie i idealnie proste zęby.
- Jedziesz ze mną do szpitala?- spytała niepewnie Cam.
- Nie jestem pewna, czy Alice chce mnie widzieć.
- No coś ty?! Przecież ją uratowałaś.
- Dobrze, pojadę.- powiedziała w końcu Lola.
- Ale najpierw zjemy śniadanie, bo i tak na początku nas do niej nie wpuszczą, bo muszą zrobić badania.- stwierdziła Camille. Była taka podekscytowana tym, że jej przyjaciółka w końcu się obudziła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Za każdym razem, jak zaczynałam go pisać to ktoś mi przeszkadzał, ale w końcu skończyłam  ;)
     CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 4 ♥

   Biegną przez korytarz szpitala. Zatrzymują się przy recepcji, a tuż obok właśnie przewożą ich córkę na noszach. Nieprzytomną. Matka ma podpuchnięte oczy, a na twarzy ojca maluje się niepokój i rozpacz. Oboje biegną za Alice, pochyleni nad jej ciałem. Dziewczyna jest blada, a głowa jest we krwi. Lekarz zatrzymał Prince'ów tuż przed drzwiami sali zabiegowej. W tej chwili pani Lauren wybuchła płaczem i wtuliła się w męża.
                                                                      ***
- Co tutaj się dzieje?- zapytała Camille widząc rodziców jej przyjaciółki na korytarzu szpitala.
    Prince'owie postanowili osobiście poinformować ją o tym co się wydarzyło. Powiedzieli przez telefon, żeby jak najszybciej przyjechała do szpitala i tam jej wszystko wyjaśnią.
- Alice miała mały wypadek.- tu głos mamy Ali się załamał.
- Jest teraz w gabinecie zabiegowym. Lekarze muszą natychmiast nastawić jej nogę, bo inaczej nie będzie mogła tańczyć.- pan Prince zamilkł.
    W oczach Cam pojawiły się łzy. Nagle poczuła na swoim ramieniu lekkie dotknięcie czyjejś dłoni. Odwróciła głowę. Tuż przed nią stała Lola.
- Co ty tutaj robisz?- spytała Camille z nutą irytacji w głosie.
- To ja ją znalazłam.-powiedziała patrząc się Cam prosto w oczy.
    Dziewczyna nie wiedziała co o tym myśleć.
- Jak to ty ją znalazłaś?
- Akurat przebiegałam... Z resztą nieważne. Co z nią?
- Nagle zaczęłaś się martwić?! Tak?!- wściekła się Camille.
- Tak! Właśnie teraz! Ty tego nie zrozumiesz! Nie wiesz czym jest dla tancerki kontuzja nogi! Nawet najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła !
- Tsaaa... Jasne.- W tej chwili z gabinetu zabiegowego wyszedł lekarz.
   Państwo Prince podbiegli do niego, Camille razem z nim, a Lola tylko trochę się przybliżyła, aby dowiedzieć się co z jej "rywalką". Teraz nie czuła już do niej jakiegoś żalu, tylko szczerze się o nią martwiła.
- Panie doktorze, co z nią?- zapytała zrozpaczona pani Lauren.
- Operacja się udała. Na szczęście szybko do nas trafiła. Niech państwo podziękują jej koleżance.- powiedział doktor i wskazał na Lolą, która teraz nie czuła się wcale bohaterką. Spuściła głowę, ale i tak czułą na sobie wzrok Cam.
- Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć?- spytał się pan Richard.
- Mogą państwo wejść do niej. Została przeniesiona do sali nr 6, ale jeszcze jest nieprzytomna. To może potrwać jeszcze kilka godzin zanim się obudzi,a kilkanaście zanim odzyska pełną świadomość, ponieważ doznała wstrząśnienia mózgu.
- Ale nie straciła pamięci?- spytała przerażona Camille. Nie chciała nawet myśleć o tym, że jej najlepsza przyjaciółka nie będzie jej pamiętać.
- Jeszcze nie możemy tego stwierdzić. Musimy poczekać, aż się obudzi. Przepraszam, ale muszę już iść.
- Dziękujemy, panie doktorze.- powiedzieli razem państwo Prince.
Wszyscy oprócz Loli skierowali się w stronę sali, na której leżała Alice.
                                                                      ***

     Lola wracała do domu przybita. Uraza do Alice minęła w ciągu  kilku minut i dziewczyna sama nie mogła w to uwierzyć. Zawsze była dla Ali wredna, ale właściwie dlaczego?
    Otóż, Lola na początku podziwiała ją za ambicje i to w jaki sposób tańczy, lecz później matka powiedziała jej, że jest łamagą i nigdy nie dorówna komuś takiemu jak Alice. Od tamtej pory Lola zaczęła dwa razy więcej trenować, biegać i być coraz bardziej złośliwa w stosunku do swojego dawnego autorytetu. Potem Ali zaczęła chodzić z Michelem. On się w ogóle Loli nie podobał, ale nie mogla znieść tego, ze Ali ma chłopaka, a ona nie. To jeszcze bardziej pogłębiło jej negatywne odczucia.
    Teraz dziewczyna myślała, o tym, że mogła zaprzyjaźnić się z Ali, a zamiast tego posłuchała matki i rywalizowała ze swoją potencjalną przyjaciółką.
    Lola doszła właśnie do domu. Chciała już wziąć prysznic i iść spać, ale na podjeździe stał samochód jej matki. Dziewczyna spojrzała na zegarek. Była już 22.00. W kuchni paliło się światło.
   "Na pewno robi sobie herbatę ziołową" - pomyślała.
    Jej mama była redaktorką pisma dla kobiet, znanego w całej Karolinie Południowej. Kiedyś była tancerką, ale niezbyt sławną, więc swoje niespełnione ambicje przełożyła na córkę. Gdy Lola miała 5 lat, została zapisana na pierwsze lekcje baletu. Na początku ich nie lubiła, lecz matka i tak zawoziła ją na każde zajęcia. Nawet gdy Lola była chora stawiała się na sali baletowej i zawsze była na nich pół godziny przed czasem. Potem weszło jej to w nawyk i do tej pory przychodzi trochę wcześniej na próby, żeby się pożądnie rozciągnąć i poćwiczyć jeszcze układ.
    Kiedy dziewczyna weszła do domu, słychać było dźwięk gotującej się wody.
    Pani Jane usłyszawszy trzaśnięcie drzwi, zawołała:
- Lola?! To ty?!
- Tak mamo! A kto inny!- odkrzyknęła z nutką sarkazmu w głosie.
- Przedłużyłaś dzisiaj trening?
- Niezupełnie...- powiedziała dziewczyna zbliżając się do kuchni.
- Jak to niezupełnie?- zdziwiła się pani Stombridge.
Lola westchnęła. Nie wiedziała co powiedzieć, jak zacząć.
- Kiedy biegałam, znalazłam Alice na jej podjeździe. Miała głowę całą we krwi...-przypomniawszy sobie obraz leżącej dziewczyny, Lola zaniemówiła. Zakręciło jej się delikatnie w głowie, ale zaczęła mówić dalej.- Zadzwoniłam po pogotowie, a potem pojechałam do szpitala i...
- Widzisz!- przerwała jej matka.-  Tak to jest jak się tańczy na krzywym podjeździe. A z resztą te jej nogi są takie niezgrabne, że się dziwie jak ona w ogóle chodzi.
- Mamo! Co ty wygadujesz?!- Lola nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Jak jej matka mogla powiedzieć coś takiego?!
-  Stwierdzam tylko fakty. Sama popatrz jak ona teraz tańczy. Jesteś od niej lepsza, chociaż i tak dużo brakuję ci do doskonałości.
    Dziewczyna nie chciała już tego słuchać. Łzy pojawiły się w jej oczach. Nie zdołąła wykrztusić z siebie ani słowa. Wbiegła po schodach na górę i przemknęła do swojego pokoju. Rzuciła się na łożko. Łzy płynęły jej po policzkach,a ona nie mogła ich opanować. Przed oczami miała zakrwawioną twarz Alice i drwiący głos matki. Do głowy wpadł jej pomysł.
 "Ucieknę z domu"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W końcu dodałam ;) Proszę o komentarze, których nie było widać do tej pory ;)

     CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)