sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11 ♥

*oczami Alice*

    Oparłam głowę o chłodną szybę samochodu. Tato włączył radio. Akurat leciało "Fix You" Coldplay. Od razu się uśmiechnęłam. To ulubiony zespół Camille, bez przerwy ich słucha. Zaczęłam nucić sobie pod nosem.
Tato się zaśmiał.
- Co?- spytałam.
- Alice... Opanuj się, bo wszystkie ryby w oceanie pozdychają.- powiedział.
- Eeeeej! Nieprawda!- krzyknęłam i zaczęłam jeszcze głośniej śpiewać, a on ponownie się zaśmiał.
    Kiedy wjeżdżaliśmy na nasz podjazd, akurat skończyła się piosenka. Samochód się zatrzymał, a ja szybko z niego wyszłam i ruszyłam w stronę domu. Tato wziął dwie duże, ciężkie torby i wlókł się zaraz za mną. Zupełnie go nie zauważyłam i kiedy weszłam do domu, od razu zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zamknęły się tuż przed jego głową. Dopiero po chwili zorientowałam się co zrobiłam. Szybko szybko się cofnęłam i je otworzyłam.
- Przepraszam.- powiedziałam, chichocząc.
- Nic się nie stało.- westchnął głośno tato, a  ja znowu zachichotałam.
    Usłyszałam kroki mojej mamy, która szła do mnie z kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam ją z tortem w rękach, na którym widniał napis:"WITAJ W DOMU".
- Mamo, czy ty nie przesadzasz. Zachowujesz się jakbym wróciła z.... hmmm... no nie wiem.... GRENLANDII!
- Ha...ha...ha. Jeżeli nie chcesz to zjem go razem z tatą.- powiedziała.
-  Wchodzę to.- krzyknął tato z salonu.
     Zaśmiałam się.
- No dobra, dobra. Nie mogę pozwolić, żebyście przytyli. Zjem z wami, aby was od tego uchronić.
    Tym razem wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
     Poszliśmy do kuchni i tam zjedliśmy po kawałku tortu. No dobra.... Ja zjadłam dwa.
- Mamo idę się przebrać a potem pójdę na spacer.- zakomunikowałam.
- Dobrze. Później może mnie nie być, bo mam do odebrania twoje wyniki, także w razie czego w lodówce są warzywa, możesz zrobić sobie jakąś sałatkę.
- Ok.- rzuciłam i weszłam schodami na pierwsze piętro. Skręciłam w prawo i mijając sypialnię rodziców, poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam, że mama przed chwilą go wywietrzyła.
    Ściany pomalowane na pudrowy róż z czarnymi wstawkami. Do tego ciemne meble i duże łóżko z baldachimem. Kocham ten pokój. Sama go sobie urządziłam rok temu, kiedy robiliśmy remont i od tamtej pory nic w nim nie chciałam zmieniać. Rzuciłam się na łóżko i dopiero teraz poczułam, że naprawdę jestem w domu. Po chwili leżenia, w końcu się podniosłam i przebrałam w moje ulubione spodnie i koszulkę. Włosy związałam w kok, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
- Już wychodzę!- krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.  Stanęłam na chodniku przed domem i rozejrzałam się na wszystkie strony, nie wiedząc, w gdzie iść. Wybrałam park, bo po drodze była jeszcze moja ulubiona budka z lodami. Sprzedawał tam miły starszy pan z którym już dawno się "zaprzyjaźniłam". Zawsze dawał mi większe porcje, za taką samą cenę. Gdy do niego doszłam, uśmiechnął się.
- Dawno już cię u mnie nie było.
- Tak, wiem. Przepraszam.-powiedziałam, uśmiechając się.
- Zrobię dla ciebie coś specjalnego.- oznajmił i schował się w budce. Czekałam około 5 minut, aż znowu się pojawił. W ręku trzymał wielki deser z mnóstwem bitej śmietany i oczywiście bez rodzynek. Nie znoszę ich.
 - Dziękuję, ale jak ja to sama zjem?- spytałam z rozbawieniem.
- Chyba jednak nie sama...- powiedział i wskazał palcem za mnie.
    Odwróciłam się i zobaczyłam zbliżającego się do mnie Michela.
- Oj jednak sama.- mruknęłam.- Do zobaczenia.- rzuciłam do pana Ferielda i odeszłam szybkim krokiem w drugą stroną.
- Alice! Zaczekaj!- krzyknął do mnie chłopak.
    Dlaczego już pierwszego dnia mojego pobytu w domu musiałam go spotkać? Nie odwróciłam się tylko przyspieszyłam kroku, ale nie udało mi się uciec, bo podbiegł i złapał mnie za ramię.
- Czego chcesz?- warknęłam.
- Chciałem się tylko przywitać.- powiedział uśmiechając się.
- No to świetnie.- powiedziałam z sarkazmem.- A teraz możesz już się ode mnie odwalić.
- Słuchaj, chciałbym pogadać.
- Słuchaj, ja nie chciałabym pogadać.- powiedziałam przedrzeźniając go.
- Alice, nie zachowuj się jak dziecko. Nie możesz poświecić mi dwóch minut.
     Jego mina wyrażała szczerość, ale mnie to nie obchodziło. Zauważył, że się waham.
- Proszę... Tylko 2 minuty. Będę się streszczać, obiecuję.
- Dobra.- zgodziłam się, chociaż niechętnie.
    Siedliśmy na ławce, która stała tuż obok nas.  On zaczął mówić, a ja grzebałam łyżeczką w lodach.
- Na początku... Jak się czujesz?
- Weź przejdź do rzeczy.- warknęłam.
- Ok. Widzisz... wszystko sobie przemyślałem i wiem, że popełniłem błąd, spotykając się z Cassidy.
- Jak na to wpadłeś Einsteinie?- każde moje słowo przesiąknięte było sarkazmem.
- Daj mi dokończyć.
- Mhmmm.
- Tak jak mówiłem, wiem że zrobiłem źle i chciałbym to naprawić. Tylko powiedz jak. Ja... po prostu chcę, żeby było jak dawniej.
    Wybałuszyłam oczy. Włożyłam łyżeczkę w lody i odłożyłam je na ławkę. Popatrzyłam na niego z obrzydzeniem. Nie mogłąm uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
- Czy ty sobie żartujesz?!- podniosłam głos.
- Ali... proszę uspok...
- Nie mów do mnie Ali.- przerwałam mu i wstałam. - Masz czelność jeszcze się do mnie odzywać?! No tak... Zapomniałam, że ty nie lubisz mieć kłopotów, więc po co ci dziewczyna, która może już nie zacząć chodzić! Poszedłeś sobie do innej! Teraz już wróciłam do siebie, więc znowu możesz do mnie wrócić i nadal udawać idealnego chłopaka! Myślisz, że jestem idiotką?!
- Nie to nie tak...
- Nie odzywaj się do mnie!- krzyknęłam. Wzięłam lody w rękę i odeszłam szybkim krokiem.
***
    Szłam brzegiem oceanu. Fale co jakiś czas oblewały moje nogi chłodną, słoną wodą. W jednym ręku niosłam buty, a w drugim plastikową miseczkę po deserze lodowym. Było już dość późno. Nie zdawałam sobie sprawy, która jest godzina, dopóki słońce nie zaczęło zachodzić. Popatrzyłam na zegarek. Była już 21.30. Powinnam dawno być w domu. Na szczęście już do niego dochodziłam.Wiedziałam, że nikt nie zrobi mi awantury, ale na pewno się o mnie martwili. 
    Weszłam na tylną werandę i otworzyłam rozsuwane drzwi. Usłyszałam głos mamy.
- Alice? To ty?
- Tak, mamo.
     Podeszła do mnie.
- Gdzieś ty się podziewała? Jest już chłodno, a ty jesteś taka nieubrana.
- Przepraszam, straciłam poczucie czasu.- usprawiedliwiłam się.
    Mama przyjrzała się mojej twarzy.
- Słonko, płakałaś?
- Nie, jestem po prostu zmęczona.- skłamałam.
- Aha. No dobrze.- uwierzyła mi.- Chodź do salonu. Ja i tata musimy z tobą porozmawiać.
     "Mam nadzieję, że to dobra wiadomość, bo złej chyba bym nie zniosła."
     Poszłam za mamą do salonu, gdzie czekał już na nas tato. 
- Siadaj.- powiedział, wskazując miejsce na przeciwko niego. Zrobiłam co kazał, a mama usiadła z nim na sofie.
- Odebrałam twoje badania i byłam u lekarza.- oboje się uśmiechnęli.- Skarbie... Powiedział, że będziesz mogła wrócić do tańca.- oznajmiła szybko mama.
- Co?! Naprawdę?!- krzyknęłam i podbiegłam do nich, aby ich uściskać.
- Tak. Powiedział, że jeszcze trochę i będziesz mogła wrócić na zajęcia.
   "A myślałam, że dzisiaj już nic dobrego mi się nie przytrafi."
~~~~~~
Cały rozdział tylko o Alice. I jak się podoba? W następnym będzie więcej Cam i Jusa ;*
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale w końcu udało mi się go dodać.

    CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz