poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 12 ♥

    *oczami Camille*

      Na samą myśl spotkania z Justinem czułam motylki w brzuchu. Zadzwonił pół godziny temu i poprosił, żebym przyszła do parku. Teraz siedzę i czekam, a jego nie ma. Postanowiłam zadzwonić i spytać co się z nim dzieje, kiedy poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach. Justin.
- Hej.- powiedziałam.
- Hej.
    Siadł obok mnie. Wyglądał na niezupełnie pewnego siebie. Czym się tak denerwował?
- Po co chciałeś się spotkać?- spytałam.
- Yyy.
    Zaczął się dziwnie zachowywać. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Ręce chyba zaczynały mu się pocić, bo pocierał nimi o swoje uda. Nagle jednak przestał i wrócił do siebie. Siadł pewnie na ławce i obrócił się w moją stronę.
- No co chciał...- próbowałam spytać, ale nagle poczułam czyjeś wargi na moich. Wargi Justina. Poczułam gorąco na całym ciele i przeszedł mnie dreszcz. Świat stanął. Chłopak się do mnie przybliżył i jeszcze bardziej przywarł usta do moich. Nie wiedziałam co się dzieje, dopóki się nie odsunął. Patrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Chyba czekał na moją reakcję. 
    Uśmiechnęłam się i po chwili on też pokazał swoje białe zęby.
     Znowu się do mnie przybliżył i pocałował.
***

*oczami Alice*

     Stanęłam przy drążku, zamontowanym w moim pokoju. Wiedziałam, że nie powinnam jeszcze tego robić, ale już nie mogłam wytrzymać bez tańca. Moje dłonie i nogi delikatnie trzęsły się ze zdenerwowania. Czułam lekki strach i adrenalinę lecz to mi nie przeszkadzało. 
    Przybrałam wyprostowaną postawę i zrobiłam plie, potem demi plie, a na końcu grand plie. Czułam radość robiąc te podstawowe figury. Odeszłam od drążka i zrobiłam piruet. Radość przepełniała mnie całą. 
- Już ostatni raz.-powiedziałam sobie i zrobiłam podwójny piruet. W tej samej chwili poczułam ból w kostce. Nie był bardzo silny, ale i tak się przestraszyłam. Powoli zeszłam na dół do kuchni i wyjęłam z zamrażalki woreczek z mrożonymi owocami. Potem poszłam do salonu, położyłam poduszkę na stoliku, siadłam na sofie, oparłam nogę o poduszkę i położyłam sobie na niej woreczek. Poczułam ulgę. Wzięłam do ręki pilot i włączyłam telewizor. Akurat leciał jakiś teleturniej. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie i próbowałam skupić się na programie. 
    Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się z miejsca. N ikt nie mógł się dowiedzieć, że próbowałam tańczyć. Mama, by mnie chyba zabiła. 
- Otwarte!- krzyknęłam, próbując schować gdzieś mrożonkę. Niestety nie zdążyłam. Do salonu wparowała rozpromieniona Camille. Gdy zobaczyła co mam w ręku, zrobiła zdziwioną minę.
- Po co ci to?- spytała.
- Yyy... Chciałam... emmm... Zrobić sobie koktajl.
- Aha.- powiedziała i usadowiła się na kanapie.
      Na szczęście uwierzyła. Poszłam do kuchni, wsadziłam owoce z powrotem do zamrażalki i wróciłam do salonu. Camille była bardzo wesoła. 
- Co cię tak rozweseliło?- spytałam.
Moja przyjaciółka oblała się rumieńcem. Od kiedy ona się rumieni?
- Emmm. 
- No mów o co chodzi.- ponaglałam ją.
Wzięła głęboki oddech i wypaliła.
- Justin mnie pocałował!
- Co?!- krzyknęłam, podbiegłam do sofy i siadłam obok niej.
- Przecież mówię.- chyba starała się udawać, że jest spokojna i opanowana, ale nie do końca jej to wychodziło.
- Ale... Jak? Gdzie? Kiedy?
- Normalnie, w parku, dzisiaj.- odpowiedziała rzeczowo z rozbawieniem w głosie.
- Uhhh. Jesteś niemożliwa.
- Wiem, ale i tak mnie kochasz.
- I to jest prawda.- powiedziałam i mocno ją przytuliłam.
    Byłam taka szczęśliwa widząc uśmiech na jej twarzy. Nie miała chłopaka od 7 miesięcy, kiedy to zerwał z nią Logan.
- To gdzie ten koktajl? Chce mi się pić.
- Gdzie co?- spytałam zdziwiona.
- Gdzie jest koktajl?
- Jaki znowu koktajl?
- Ten, który miałaś robić. Kiedy weszłam miałaś w ręku mrożone owoce i powiedziałaś...
Dopiero zorientowałam się o co jej chodzi.
- Aaa. Koktajl! Już pędzę robić.
Zerwałam się z kanapy i pobiegłam w stronę kuchni. Noga mnie już nie bolała. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby ból powrócił.
***


   *oczami Loli*

    Ten trening chyba był najgorszym treningiem, jaki w życiu przeżyłam. Nogi i ręce odmówiły mi posłuszeństwa, przez co upadałam przynajmniej 3 razy. Nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje, z resztą sama tego nie wiedziałam. Kiran chciała, żebym sobie dzisiaj odpuściła i poszła do domu, ale ja się nie zgodziłam. Później było coraz gorzej. Dopadły mnie zawroty głowy, były krótkie, ale silne. Pierwszy raz przydarzyło mi się coś takiego i nie mogłam tego opanować.
      Usłyszałam delikatnie pukanie do drzwi. Do środka weszła Kiran.
- Hej, wszystko ok?
- Tak, to znaczy...- rozkleiłam się.- Nie.
    Po moim policzku zaczęły płynąć łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Kiran podeszła i mnie przytuliła, a ja jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Siedziałyśmy tak około 5 minut zanim się uspokoiłam. 
Instruktorka podała mi chusteczkę.
- Dzięki.- powiedziałam, pociągając nosem. Wytarłam policzki i wstałam. 
     Od wypadku Alice, zaczęłam zachowywać się całkiem inaczej niż zwykle. Kiedyś nikt nie widział mnie jak płaczę, a teraz... Coraz częściej rozklejałam się z byle powodów. I nie tylko ja to zauważyłam.
- Czy mogę ci jakoś...
- Pomóc?- dokończyłam za nią.- Nie, dzięki.
- Ale, jeżeli chciałabyś pogadać, możesz zawsze do mnie przyjść.
- Ok.-mruknęłam, zabrałam swoją torbę i wyszłam z przebieralni.
    Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i zapomnieć o tym koszmarnym dniu, ale w pewnej chwili wpadłam na lepszy pomysł. 
"Pójdę na imprezę. Trochę się wyluzuję i zapomnę o tym wszystkim"


    Po godzinie byłam już gotowa. Założyłam czarną, błyszczącą sukienkę mini z głębokim wycięciem na plecach. Taką samą miała Carly w "Street dance", kiedy szła na sztukę baletową. Do niej złote dodatki i szpilki na platformie, również w tym samym kolorze. 
     Zeszłam na dół, do kuchni. Napisałam na kartce krótką wiadomość "Będę późno. Nie czekaj- Lola" i przyczepiałam ją na lodówce. Nie zamierzałam wyjaśniać gdzie idę. Moja matka też rzadko mi mówiła, gdzie wychodzi. Potem zabrałam klucze z półki w korytarzu, wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Taksówka, którą zamówiłam 15 minut temu jeszcze nie przyjechała.
     Stałam na werandzie mojego domu. Był chłodny wieczór, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. 
- Gdzie ta przeklęta taksówka?- spytałam się sama siebie i po chwili zółty samochód stał już przede mną. 
    Wsiadłam do niego szybko i podałam taksówkarzowi adres najbardziej popularnego klubu w mieście.

     Po 10 minutach byliśmy już przed budynkiem. Dookoła gromadziło się mnóstwo ludzi, ale ja nie zamierzałam czekać. Zapłaciłam facetowi i wysiadłam z auta. Okrążyłam budynek, aż w końcu znalazłam boczne wejście. Niestety było zamknięte. Już miałam stamtąd odejść, ale drzwi się otworzyły i wyszła z nich jakaś dziewczyna. Widać było, że jest porządnie nagrzana. W ogóle się nie rozglądała, więc skorzystałam z okazji i wskoczyłam do środka zanim drzwi się zamknęły. Szłam ciemnym korytarzem i z każdym krokiem muzyka stawała się coraz głośniejsza. Po chwili znalazłam się przy dużych drzwiach. Mocno je pchnęłam, a w tej samej chwili uderzyła mnie fala muzyki. Weszłam na salę i zaczęłam przepychać się przez tłum ludzi, aby dopchać się do baru. Kiedy już tam dotarłam zamówiłam colę z wódką. Marzyłam o tym, aby porządnie się napić. 
      Poczułam szturchnięcie. Odwróciłam głowę, a moim oczom ukazał się zielonooki chłopak. Miał włosy postawione na żel, skórzaną kurtkę i przetarte jeansy.
- Nowa?!- krzyknął do mnie.
    Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie o co się spytał.
- Tak!- odkrzyknęłam.
- Chodź ze mną!- złapał mnie za rękę, a ja zdążyłam tylko złapać mojego drinka. Przeciskaliśmy się przez imprezowiczów bawiących się na parkiecie. Po chwili znaleźliśmy się przy jakimś stoliku. Siedziało tam kilku chłopaków, ubranych podobnie do zielonookiego i kilka, skąpo odzianych dziewczyn. 
- Jak masz na imię?- spytał chłopak.
- Lola, a ty?!
- Mów mi D!
    D? Co to ma być? To skrót od Dupek, Drań czy Debil?
Nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo pociągnął mnie za rękę i po chwili znalazłam się na jego kolanach. 
- Masz, napij się!- powiedział i podał mi jakiś różowo-blady napój. Wypiłam bez zastanowienia. Potem D. zaciągnął mnie na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Czułam się świetnie, nigdy nie czułam się lepiej. Zaczęłam wić się wokół chłopaka. Odwróciłam się do niego tyłem, a on złapał mnie za biodra. Kręciłam nimi jak tylko mogłam. Potem z powrotem mnie obrócił i złapał za tyłek. Jęknęłam. Zaczął całować moją szyję, a ja nie potrafiłam go powstrzymać. Poczułam jego ręce pod moją sukienką. Chciałam je zatrzymać, ale nie wiedziałam jak. Straciłam panowanie nad całym ciałem. Poczułam, że D. pchnie mnie na ścianę. Oparłam się o nią, a on nadal mnie obmacywał. Potem zaczął mnie całować. Próbował dostać się do wnętrza mojej jamy ustnej. Bez problemu udało mu się pokonać moje zęby. Jego ręce znowu powędrowały pod moją sukienkę.
    Po chwili już nic nie mogłam zrobić. Moje ręce bezwładnie wisiały, a nogi ugięły się w kolanach.
    Straciłam przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
A więc wróciłam!
Nie miałam kiedy sprawdzić błędów, więc z góry przepraszam, jeżeli się jakieś pojawiły.
I jak się podoba?
 

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 11 ♥

*oczami Alice*

    Oparłam głowę o chłodną szybę samochodu. Tato włączył radio. Akurat leciało "Fix You" Coldplay. Od razu się uśmiechnęłam. To ulubiony zespół Camille, bez przerwy ich słucha. Zaczęłam nucić sobie pod nosem.
Tato się zaśmiał.
- Co?- spytałam.
- Alice... Opanuj się, bo wszystkie ryby w oceanie pozdychają.- powiedział.
- Eeeeej! Nieprawda!- krzyknęłam i zaczęłam jeszcze głośniej śpiewać, a on ponownie się zaśmiał.
    Kiedy wjeżdżaliśmy na nasz podjazd, akurat skończyła się piosenka. Samochód się zatrzymał, a ja szybko z niego wyszłam i ruszyłam w stronę domu. Tato wziął dwie duże, ciężkie torby i wlókł się zaraz za mną. Zupełnie go nie zauważyłam i kiedy weszłam do domu, od razu zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zamknęły się tuż przed jego głową. Dopiero po chwili zorientowałam się co zrobiłam. Szybko szybko się cofnęłam i je otworzyłam.
- Przepraszam.- powiedziałam, chichocząc.
- Nic się nie stało.- westchnął głośno tato, a  ja znowu zachichotałam.
    Usłyszałam kroki mojej mamy, która szła do mnie z kuchni. Odwróciłam się i zobaczyłam ją z tortem w rękach, na którym widniał napis:"WITAJ W DOMU".
- Mamo, czy ty nie przesadzasz. Zachowujesz się jakbym wróciła z.... hmmm... no nie wiem.... GRENLANDII!
- Ha...ha...ha. Jeżeli nie chcesz to zjem go razem z tatą.- powiedziała.
-  Wchodzę to.- krzyknął tato z salonu.
     Zaśmiałam się.
- No dobra, dobra. Nie mogę pozwolić, żebyście przytyli. Zjem z wami, aby was od tego uchronić.
    Tym razem wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
     Poszliśmy do kuchni i tam zjedliśmy po kawałku tortu. No dobra.... Ja zjadłam dwa.
- Mamo idę się przebrać a potem pójdę na spacer.- zakomunikowałam.
- Dobrze. Później może mnie nie być, bo mam do odebrania twoje wyniki, także w razie czego w lodówce są warzywa, możesz zrobić sobie jakąś sałatkę.
- Ok.- rzuciłam i weszłam schodami na pierwsze piętro. Skręciłam w prawo i mijając sypialnię rodziców, poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam, że mama przed chwilą go wywietrzyła.
    Ściany pomalowane na pudrowy róż z czarnymi wstawkami. Do tego ciemne meble i duże łóżko z baldachimem. Kocham ten pokój. Sama go sobie urządziłam rok temu, kiedy robiliśmy remont i od tamtej pory nic w nim nie chciałam zmieniać. Rzuciłam się na łóżko i dopiero teraz poczułam, że naprawdę jestem w domu. Po chwili leżenia, w końcu się podniosłam i przebrałam w moje ulubione spodnie i koszulkę. Włosy związałam w kok, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół.
- Już wychodzę!- krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.  Stanęłam na chodniku przed domem i rozejrzałam się na wszystkie strony, nie wiedząc, w gdzie iść. Wybrałam park, bo po drodze była jeszcze moja ulubiona budka z lodami. Sprzedawał tam miły starszy pan z którym już dawno się "zaprzyjaźniłam". Zawsze dawał mi większe porcje, za taką samą cenę. Gdy do niego doszłam, uśmiechnął się.
- Dawno już cię u mnie nie było.
- Tak, wiem. Przepraszam.-powiedziałam, uśmiechając się.
- Zrobię dla ciebie coś specjalnego.- oznajmił i schował się w budce. Czekałam około 5 minut, aż znowu się pojawił. W ręku trzymał wielki deser z mnóstwem bitej śmietany i oczywiście bez rodzynek. Nie znoszę ich.
 - Dziękuję, ale jak ja to sama zjem?- spytałam z rozbawieniem.
- Chyba jednak nie sama...- powiedział i wskazał palcem za mnie.
    Odwróciłam się i zobaczyłam zbliżającego się do mnie Michela.
- Oj jednak sama.- mruknęłam.- Do zobaczenia.- rzuciłam do pana Ferielda i odeszłam szybkim krokiem w drugą stroną.
- Alice! Zaczekaj!- krzyknął do mnie chłopak.
    Dlaczego już pierwszego dnia mojego pobytu w domu musiałam go spotkać? Nie odwróciłam się tylko przyspieszyłam kroku, ale nie udało mi się uciec, bo podbiegł i złapał mnie za ramię.
- Czego chcesz?- warknęłam.
- Chciałem się tylko przywitać.- powiedział uśmiechając się.
- No to świetnie.- powiedziałam z sarkazmem.- A teraz możesz już się ode mnie odwalić.
- Słuchaj, chciałbym pogadać.
- Słuchaj, ja nie chciałabym pogadać.- powiedziałam przedrzeźniając go.
- Alice, nie zachowuj się jak dziecko. Nie możesz poświecić mi dwóch minut.
     Jego mina wyrażała szczerość, ale mnie to nie obchodziło. Zauważył, że się waham.
- Proszę... Tylko 2 minuty. Będę się streszczać, obiecuję.
- Dobra.- zgodziłam się, chociaż niechętnie.
    Siedliśmy na ławce, która stała tuż obok nas.  On zaczął mówić, a ja grzebałam łyżeczką w lodach.
- Na początku... Jak się czujesz?
- Weź przejdź do rzeczy.- warknęłam.
- Ok. Widzisz... wszystko sobie przemyślałem i wiem, że popełniłem błąd, spotykając się z Cassidy.
- Jak na to wpadłeś Einsteinie?- każde moje słowo przesiąknięte było sarkazmem.
- Daj mi dokończyć.
- Mhmmm.
- Tak jak mówiłem, wiem że zrobiłem źle i chciałbym to naprawić. Tylko powiedz jak. Ja... po prostu chcę, żeby było jak dawniej.
    Wybałuszyłam oczy. Włożyłam łyżeczkę w lody i odłożyłam je na ławkę. Popatrzyłam na niego z obrzydzeniem. Nie mogłąm uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
- Czy ty sobie żartujesz?!- podniosłam głos.
- Ali... proszę uspok...
- Nie mów do mnie Ali.- przerwałam mu i wstałam. - Masz czelność jeszcze się do mnie odzywać?! No tak... Zapomniałam, że ty nie lubisz mieć kłopotów, więc po co ci dziewczyna, która może już nie zacząć chodzić! Poszedłeś sobie do innej! Teraz już wróciłam do siebie, więc znowu możesz do mnie wrócić i nadal udawać idealnego chłopaka! Myślisz, że jestem idiotką?!
- Nie to nie tak...
- Nie odzywaj się do mnie!- krzyknęłam. Wzięłam lody w rękę i odeszłam szybkim krokiem.
***
    Szłam brzegiem oceanu. Fale co jakiś czas oblewały moje nogi chłodną, słoną wodą. W jednym ręku niosłam buty, a w drugim plastikową miseczkę po deserze lodowym. Było już dość późno. Nie zdawałam sobie sprawy, która jest godzina, dopóki słońce nie zaczęło zachodzić. Popatrzyłam na zegarek. Była już 21.30. Powinnam dawno być w domu. Na szczęście już do niego dochodziłam.Wiedziałam, że nikt nie zrobi mi awantury, ale na pewno się o mnie martwili. 
    Weszłam na tylną werandę i otworzyłam rozsuwane drzwi. Usłyszałam głos mamy.
- Alice? To ty?
- Tak, mamo.
     Podeszła do mnie.
- Gdzieś ty się podziewała? Jest już chłodno, a ty jesteś taka nieubrana.
- Przepraszam, straciłam poczucie czasu.- usprawiedliwiłam się.
    Mama przyjrzała się mojej twarzy.
- Słonko, płakałaś?
- Nie, jestem po prostu zmęczona.- skłamałam.
- Aha. No dobrze.- uwierzyła mi.- Chodź do salonu. Ja i tata musimy z tobą porozmawiać.
     "Mam nadzieję, że to dobra wiadomość, bo złej chyba bym nie zniosła."
     Poszłam za mamą do salonu, gdzie czekał już na nas tato. 
- Siadaj.- powiedział, wskazując miejsce na przeciwko niego. Zrobiłam co kazał, a mama usiadła z nim na sofie.
- Odebrałam twoje badania i byłam u lekarza.- oboje się uśmiechnęli.- Skarbie... Powiedział, że będziesz mogła wrócić do tańca.- oznajmiła szybko mama.
- Co?! Naprawdę?!- krzyknęłam i podbiegłam do nich, aby ich uściskać.
- Tak. Powiedział, że jeszcze trochę i będziesz mogła wrócić na zajęcia.
   "A myślałam, że dzisiaj już nic dobrego mi się nie przytrafi."
~~~~~~
Cały rozdział tylko o Alice. I jak się podoba? W następnym będzie więcej Cam i Jusa ;*
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale w końcu udało mi się go dodać.

    CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 10 ♥

     Lola dochodziła już do szkoły. Wyjęła słuchawki z uszu i wyłączyła mp3. Jej stosunki z matką się polepszyły. Zaczęły ze sobą trochę rozmawiać, ale dziewczyna nadal miała żal do mamy za to co powiedziała tamtego wieczoru. Jak można powiedzieć córce, ze nigdy nie dorówna swojej rówieśniczce?! Trzeba być naprawdę bezczelnym człowiekiem. Ale to była właśnie matka Loli.
    Dziewczyna weszła do szkoły. Szła długim korytarzem. Na  błękitnych ścianach wisiało mnóstwo plakatów dotyczące m.in. drużyny pływackiej i footballowej. Gdzie nie gdzie było widać ogłoszenia o zebraniach różnych kółek zainteresowań czy samorządu. Dziewczyna mijała cheerleaderki, które ubrane były w swoje złoto-czarne stroje. Kiedyś chciała być jedną z nich, ale nie pozwoliła jej na to matka i zapisała ją na pierwsze lekcje baletu. Lola to pokochała i zapomniała o cheerleadingu. Czasami myśli, że fajnie byłoby przez jakiś czas być taką dziewczyną w krótkiej spódniczce robiącej piramidy, salta i inne akrobacje.
    W końcu doszła do swojej szafki. Otworzyła ją i wyjęła książkę od historii. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć przez następną godzinę, słuchając o Napoleonie czy Konstytucji, ale jakie inne miała wyjście?
    Lekcja odbywała się w sali nr 22B, czyli na drugim końcu szkoły. Dziewczyna odwróciła się i poszła w stronę klasy. W pewnej chwili zobaczyła chłopaka, o znajomo czekoladowych oczach. Przypomniała jej się sytuacja z przed kilku dni, kiedy na niego wpadła. Po chwili zorientowała się, że tuż obok niego idzie roześmiana Camille.
"Skąd ona go zna?" 
    Lola nie chciała, żeby chłopak ją zauważył. Niestety musiała przejść koło nich, aby dotrzeć do sali, w której miała teraz lekcję. Odwróciła głowę w drugą stronę i nie patrząc gdzie idzie, ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, że idzie prosto na Cam i Justina. Dziewczyny się zderzyły.
- Oj, przepraszam.- powiedziała Camille.
- Spoko.-mruknęła Lola i chciała iść dalej, ale koleżanka ją zatrzymała.
- Ej, może spotkałybyśmy się i pogadały. Nie chciałam ostatnio tak wybuchnąć.
- Tsaaa... możemy.- powiedziała próbując schować twarz.
- A tak poza tym. To jest moja... yyy... koleżanka, Lola.- zwróciła się do chłopaka.- A to jest Justin, mój nowy sąsiad.

*oczami Loli*

    Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Śmiały się do mnie, a raczej ze mnie.
- No proszę...- powiedział z rozbawieniem.- Widać, że nie wzięłaś sobie mojej rady do siebie.
    Poczułam, że się we mnie gotuje ze złości.
- Ooo. To wy się znacie?- spytała zdziwiona Camille.
- Tsaaa.- mruknęłam. Coraz częściej zaczynałam używać tego słowa.
     Dziewczyna zauważyła, że "nie jestem zadowolona" (delikatnie ujmując) z tego spotkania.
- A może poszłybyśmy do Alice? To znaczy...- przerwała. Najwyraźniej nie wiedziała, jakich słów użyć, żebym zaraz nie wybuchła. A było już do tego blisko.- Jeżeli nie chcesz to nie, ale pomyślałam, że... yyy... może... spróbujemy się... dogadać?
    Nawet jej nie słuchałam.
- Mhmm... może... nie wiem.- chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego idioty.
- Muszę iść.- mruknęłam, wyminęłam ich i poszłam w stronę sali historycznej. 
- Spróbuj już dzisiaj na nic nie wpaść!- krzyknął za mną Justin.
- Pieprz się.- powiedziałam cicho i przyspieszyłam kroku. Jeżeli wcześniej była czerwona ze złości to teraz płonęłam.
***

" 31 kwiecień

Dzisiaj po szkole ma przyjść do mnie Camille z Justinem. Mówiła, że jest naprawdę fajny i mega seksowny. Boże! Od kiedy ona używa takich słów?! :D  Coś mi się zdaje, ze ona go "bardzo lubi" ^^  Mają mi pomóc się spakować, bo już jutro wychodzę do domu. Lekarz powiedział (cytuję):
- Nigdy bym nie pomyślał, że twój organizm jest tak silny i tak szybko usprawni nogę. Jestem z ciebie dumny.
To jest naprawdę świetny lekarz. Przez ten czas, kiedy tu przebywałam zachowywał się tak, jakby był moim ojcem. Nawet przemycał mi różne rzeczy z bufetu ;D  Dobrze, że nie trafiłam na jakiegoś starego zgreda albo młodego gościa, który we wszystkim widzi medycynę. Nie zniosłabym tego. "

    Alice odłożyła zeszyt i podeszła do okna. Otworzyła je na rozcież. Wzięła głęboki oddech i jej płuca wypełniło świeże, wiosenne powietrze. Była taka szczęśliwa. W końcu mogę stąd wyjść już nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła zanurzyć się w słonej wodzie oceanu.
    Dziewczyna usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę.- powiedziała i odwróciła się w tamtą stronę.
 Była to Kiran, jej nauczycielka tańca.
- Hej.- powiedziała i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. 
- Cześć.- odpowiedziała Ali i się uśmiechnęła. - Jak miło cie widzieć.
- Ciebie też. Ja się czujesz?- spytała.
- Dobrze. Jutro wracam do domu.
- To wspaniale!- wykrzyknęła Kiran. Była ona znana z pozytywnego podejścia do życia, czasami aż za bardzo. Podeszła do Ali i wręczyła jej bombonierkę.
- Moja ulubiona. Pamiętałaś...- Alice uśmiechnęła się szeroko. Kiran była dla niej jak starsza siostra, której nigdy nie miała. Dogadywały się ze sobą bardzo dobrze, a znały się odkąd Ali zaczęła chodzić na jej zajęcia.
- Przepraszam, że tak długo nie przychodziłam, ale pomyślałam, że chciałabyś spędzić ten czas z rodziną.
-  Nie ma sprawy. Siadaj.- powiedziała dziewczyna i wskazała krzesło stojące obok, a sama usiadała na łóżku.
- Jak tam zajęcia? Dużo mnie ominęło?- spytała Alice. Widać było, że Kiran czuje się nieswojo, bo jak ma rozmawiać z tancerką, która ma kontuzje i nie wiadomo czy w ogóle zacznie znowu tańczyć.
- Nie. Byłam przez tydzień chora, a moja zastępczyni pracowała nad tym co już przerabialiśmy. Niektórzy byli naprawdę wkurzeni z tego powodu.
   Obie wiedziały o kogo chodzi. Lola.
- Zapomniałabym! Mam coś dla ciebie.- oznajmiła Kiran i zaczęła grzebać w torbie.- No gdzie to jest?- szukała nadal.- Jest! Proszę to dla ciebie od całej grupy.- powiedziała i podała Alice płaskie "coś" opakowane starannie w papier prezentowy z przyczepioną na środku kokardką.

*oczami Alice*

- Co to jest?- spytałam.
- Otwórz, to zobaczysz.-powiedziała podekscytowana.
    Zerwałam pośpiesznie papier i moim oczom ukazało się etui na płytę CD. Z jednej strony było oklejone miniaturowymi zdjęciami całej grupy, a z drugiej widniał napis: 
"WRACAJ DO NAS SZYBKO"
i każdy podpisał się dookoła. W oku zakręciła mi się łza. Zerwałam się z miejsca i mocno przytuliłam Kiran.
- Dziękuję.- powiedziałam.
- Jeszcze nie widziałaś najlepszego. macie tu odtwarzacz DVD?- spytała.
- Tak. Jest w pokoju dziennym.- oznajmiłam podekscytowana. Ona wstała i podeszła do drzwi.
- No chodź. Na co czekasz?
Wstałam z łóżka i razem poszłyśmy do jedynego pomieszczenia na oddziale, w którym jest  telewizor. Już nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć co przygotowali. Kiran podeszłą do odtwarzacza i włożyła tam płytę. Na ekranie pojawiła się cała grupa. Molly stała z tyłu i powiedziała cicho.
- Trzy, czte-ry.
I nagle wszyscy krzyknęli.
- Tęsknimy za tobą, Alice!
Potem pokazała się Kiran.
- Alice, chociaż to tylko dwa tygodnie, bardzo za tobą tęsknimy. Wracaj szybko, skarbie.- powiedziała i przesłała buziaka.
Później pokazywano każdą osobę oddzielnie lub w parach, którzy mówili coś miłego. To było takie urocze. Na samym końcu wystąpiła Lola.
- Hej Alice. Zajęcia bez ciebie to nie to samo. Nie mam komu dokuczać i... z kim się kłócić.
- Taaa. Jasne.- usłyszałam głos w tle.
- Zamknij się.- rzuciła i zwróciła się z powrotem do kamery.- A więc tak jak mówiłam, to już naprawdę doprowadza mnie do szału. Zdrowiej i do nas wracaj.
Zaśmiałam się.
Chwila... Czy właśnie uśmiechnęłam się na widok mojej rywalki? Co się ze mną dzieje? Po raz pierwszy zobaczyłam jej ludzką, NORMALNĄ stronę. 
***
    Alice i Kiran wróciły z powrotem do sali. Dziewczyna powiedziała swojej dobrej koleżance o Michelu i co przeżywała ostatnimi czasy. Mówiło się jej to z trudem, ale wiedziała, że Kiran ją zrozumie i wesprze. Była ona takim starszym odpowiednikiem Camille. Rozumiały się i zawsze mogły na siebie liczyć
    Rozmawiając usłyszały pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. Stała w nich najlepsza przyjaciółka Alice, a tuż za nią chłopak. Camille weszła do sali, a Justin tuż za nią. 
- Hej Kiran.- powiedziała uśmiechnięta.
- Cześć Camille.- odpowiedziała, także się uśmiechając i zwróciła się do Alice.- To ja nie będę przeszkadzać, zmykam. Gdybym była Ci potrzebna albo chciałabyś porozmawiać, wiesz, że możesz na mnie liczyć.- powiedziała i wyszła.
    Cam podeszła do łóżka i poożyła obok niego torbę. 
- Pomyślałam, że się przyda.-powiedziała . Złapała chłopaka za ramię i przyciągnęła go bliżej.- To Justin.- wskazała na niego.- A to Alice.- oznajmiła, tym razem wskazując na przyjaciółkę. - To jak już wszyscy się znają to bierzmy się za pakowanie.
    Alice i Justin podali sobie ręce. Potem dziewczyna wyciągnęła z szafki ręczniki.
 - Położymy je na samo dno.- powiedziała Ali i wrzuciła je do torby.
- Ok. To ja pójdę do łazienki, zobaczę czy nie ma tam twoich rzeczy. Daj kluczyk do swojej szuflady.- powiedziała.
- Spoko, tylko zostaw mi szczoteczkę, pastę i szczotkę do włosów.- dodała ALice.
Cam przytaknęła.
- A ja co mam robić?- spytał Justin.
- Yyyy.- Camille rozejrzała się po sali.- Może... hmmm... Siądź i nie przeszkadzaj.
    Ali zachichotała.
- Taaa. Zajęcie prawdziwego faceta.- mruknął chłopak.
   Tym razem zaśmiały się obie dziewczyny.
- No dobra. To może idź do bufetu i kup coś do jedzenia. Umieram z głodu.- powiedziała Cami.
Chłopak wstał i ruszył w stronę drzwi.
- A co chcecie?- spytał.
- Cokolwiek.- rzyciła Cam.
- A ty?- zwrócił się do Alice.
- Może...  Rurkę z kremem.- powiedziała.
- Oooo. Ja też chcę!- krzyknęła jak małe dziecko Camille.
- Spoko. Zaraz wracam..- rzucił chlopak i wyszedł.

*oczami Camille*

    Poszłam do łazienki, a kiedy wróciłam z dwoma ręcznikiem, kremami, balsamami, szamponami i odżywkami Alice, ona siedziała na łóżku przeglądając jakieś papiery,
- Więcej tego nie miałaś?- spytałam z sarkazmem.
- Nieeee.- odpoweidziała równie sarkastycznie.
      Podeszłam do torby i wrzuciłam do niej wszytskie rzeczy.
- Co robisz?- spytałam.
- A nic. Tak przeglądam jakieś dokumenty.- powiedziała i odłożyła je. Popatrzyła na mnie i poklepała dłonią łóżko, chcąc żebym usiadła obok. Kiedy już to zrobiłam wypaliła:
- Justin wydaje się fajny.
- No, raczej.- zaśmiałam się.
- Lubisz go?- spytała. Wiedziałam o co jej chodzi, ale wolałam się z nią podroczyć.
- Jest spoko.- powiedziałam.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Pytam czy go lubisz, LUBISZ.
Moje policzki lekko się zarumieniły.
- Lubię, LUBIĘ.- przyznałam się po chwili.
- W takim razie, jako twoja najlepsza przyjaciółka mówię ci: NIE SPIEPRZ TEGO.
- Wiem.
    W tej chwili do sali wszedł Justin.
- Co wiesz?- spytał.
- Yyy... że... jutro o 14.00 Alice stąd wychodzi i mam do niej przyjść wieczorem.- powiedziałam.
- Aha.
"Ufff, wybrnęłam"
~~~~
 
                                                    CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)